Minęło już trochę czasu odkąd
założyłem STRASZNIEJ. Choć wciąż nie mogę nakłonić
odwiedzających do wypowiadania się o wpisach w formie komentarzy,
to wiem, że nie pisuję tylko dla siebie. Czytelników przybywa, co
mnie bardzo cieszy i mobilizuje. Przyszło mi w związku z tym do
głowy, by wypowiedzieć się na temat istoty mojego bloga oraz
innych, które odwiedzam. A także o moim własnym stosunku do
horroru i opisywania filmów i książek z tego gatunku.
Domyślam się, że spora część
osób, które trafiły na STRASZNIEJ jest rozczarowana lakonicznością
moich wypowiedzi na temat filmów. Że nie wypowiadam się na temat
aktorów, jakości ich gry, czy że w ogóle nie podaję nazwisk. Że
próżno szukać u mnie jakichkolwiek personaliów ekip tworzących
dany film. Że nie zajmuję się ścieżką dźwiękową i innymi
tego typu rzeczami. To po prostu nie jest dla mnie istotne.
Owszem, czasami robi mi różnicę, kto
wyreżyserował film. Prawda jest jednak taka, że tych reżyserów,
podobnie jak aktorów, nie rozróżniam. Jest paru, których fan
horroru znać musi i filmy tych twórców rozpoznam bez problemu.
Zazwyczaj jednak w to nie wnikam.
Podobnie jest z grą aktorów. Nie
roztrząsam, kto jak zagrał, w jakim filmie i jakie produkcje ma już
na koncie.
Film jest dla mnie całością, której
nie lubię rozkładać na części pierwsze. Zasada jest prosta jak
drut kolczasty: albo film jest ciekawy, albo nie. Niech będzie
stworzony przez znanych, utalentowanych aktorów albo kołkowatych
amatorów, ważne żeby fabuła była ciekawa. A jeśli przy tym
zaskoczy mnie oryginalnością, to już w ogóle będę zachwycony.
Jeszcze prostszym kryterium jest moja niska wytrzymałość na nudę.
Jeśli nie zasnę podczas seansu, to znaczy, że film był dobry.
Często też, gdy opisuję dany film,
nie nakreślam szczegółowo jego fabuły. Na ogół mieszczę ją w
kilku zdaniach, by z grubsza było wiadomo, o czym jest rzecz.
Kieruję się tu moim subiektywnym podejściem – kiedy chcę, by
ktoś opowiedział mi o filmie, oczekuję krótkiej, ogólnej
informacji. Resztę chcę poznać samodzielnie podczas oglądania.
Teraz o książkach. Tu z kolei autor
jest dla mnie bardzo istotny, bo jest gwarancją stylu, charakteru
powieści, czy tematów, jakich dotyka w danej powieści. Ale w
kwestii książek nie na tym się skupię.
Daleki jestem jako czytelnik, a więc
również jako osoba opisująca książki, od postawy hipsterskiego
książkowego fetyszysty. Nie gloryfikuję kultu papierowej książki,
bo powieść jest powieść i obojętne mi, z czego ją będę
czytał. Pewnie, że wygodniej jest mieć książkę w ręku i
przyjemnie popatrzeć na półkę pełną ulubionych tytułów. Fakt,
że ostatnimi czasy dogadzam sobie trochę, kupując powieści w
tradycyjnej formie. Jednak jeśli nie mam możliwości/nie chce mi
się postarać o taką, to nie mam najmniejszego problemu z czytaniem
z komputera, tabletu, czy nawet z ordynarnie wydrukowanych kartek.
Nie wącham, nie wsłuchuję się w
szelest, nie robię zdjęć swoim książkom. Nie czynią mnie one
lepszym od innych. Często widuję wypowiedzi na temat książek i
samego czytania sformułowane tak, że kipi z nich duma i poczucie
wyjątkowości. Nie pochłaniam po piętnaście tytułów tygodniowo,
ale swoje w życiu przeczytałem. Odkąd nauczyłem się alfabetu,
czytam książki i jest dla mnie rzeczą naturalną, że człowiek
czyta, skoro umie. Nie czuję się jednak częścią jakiejś
elitarnej subkultury pod hasłem „czytam, więc jestem”.
W tym wszystkim chodzi o jedno – o
rozrywkę. Oczywiście, jest wiele filmów grozy, z których płynie
cenna nauka. Czytanie niewątpliwie nas rozwija – pobudza
wyobraźnię, wrażliwość. Sprawia, że wyczulamy się na zasady
rządzące językiem i intuicyjnie jesteśmy w stanie rozstrzygać
jego zawiłości. Cenię bardzo te wszystkie korzyści, jednak na
pierwszym miejscu stawiam rozrywkę i przyjemność. Myślę, że
wielu się ze mną zgodzi.
Jeszcze jedna, bardzo istotna rzecz:
wpisy na STRASZNIEJ nie są recenzjami. A przynajmniej nie tworzę
ich w takim przekonaniu. Recenzja bowiem musi spełniać kilka
warunków, by nią w istocie być. U mnie te warunki bywają
spełniane, albo i nie. Nie dbam o to, wolę w luźny, spontaniczny
sposób dzielić się z Wami tym, co widziałem bądź przeczytałem.
Takimi oto słowy uzewnętrznił się
Morydz. Kogo nie razi moja ogólnikowość (czy jak kto woli:
ignorancja), luźne podejście do tematu i kulturalny hedonizm, tego
serdecznie zapraszam na STRASZNIEJ i nakłaniam do zostawiania po
sobie komentarzy!