menu2

niedziela, 30 marca 2014

Masterton na pół gwizdka


Trochę zaniedbałem bloga. Nie, żeby specjalnie, po prostu dłuższy brak dostępu do Internetu. Ale już jestem i biorę się do roboty!

Chyba jestem już uzależniony od Mastertona. Kończę którąś z jego książek i dla odmiany sięgam po jakiegoś innego autora. Gdy już przeczytam jego powieść i rozglądam się, po co teraz sięgnąć, szybko dochodzę do wniosku, że już zdążyłem się za ukochanym Mastertonem stęsknić. A że od dawna korciło mnie, by w końcu poznać cykl o przygodach Jima Rooka, to zabrałem się za powieść Rook, która tę serię rozpoczyna.

Jim Rook jest nauczycielem męczącym się z dzieciakami z różnych powodów mającymi problemy z nauką.
Jak to zwykle w tego typu powieściach bywa, w szkole zaczynają dziać się „dziwne rzeczy”, w efekcie których Rook musi znosić niebezpieczne kaprysy wujka jednego z podopiecznych. Facet para się czarną magią rodem z Haiti i jest dość mściwy, a do tego wciąż stawia biednego nauczyciela w sytuacjach bez wyjścia.

Rook to kolejna mastertonowska kalka tajemniczymi, mitycznymi siłami, magią i demonami. Zubożona na tle takich tytułów jak Manitou czy Wendigo o tyle, że antagonista jest taki trochę na pół gwizdka, bo jest nim „jedynie” wściekły wyznawca voodoo. Klimatem przypomina więc trochę Szarego diabła. Krótkie to trochę i mało efektowne, ale czyta się całkiem przyjemnie. Mimo wszystko pozostaje niedosyt, bo chciałoby się więcej demonów, więcej rozpierduchy i więcej wszystkiego. Wydaje mi się, że tym razem Masterton mierzył w nieco młodszych odbiorców. Wszystko jest tam dość łagodnie ujęte. Scen seksu właściwie brak, nad czym w sumie aż tak bardzo nie ubolewam, bo już chyba mam tego lekki przesyt – często w ostatnim czasie trafiałem na tytuły pełne pikantnych momentów.

Niedługo po Rook czytałem Szóstą erę Cichowlasa – nikt, z samym autorem włącznie, nie przekona mnie, że nie inspirował się on książką Mastertona. Sam pomysł na głównego bohatera jest już bardzo podobny, a klimaty obu powieści mają ze sobą wiele wspólnego.

Generalnie rzecz biorąc, Rook dupy nie urywa. Ot, kolejna książka Mastertona – ni lepsza, ni gorsza od większości. W każdym razie nie mam poczucia, że zmarnowałem czas. To właściwie tyle. Nie ma się o czym rozpisywać, bo i sama książka nie uraczyła mnie niczym ponad standard.