menu2

czwartek, 2 października 2014

...i tak to nakręcę! ("The Den")

Minęło kilkanaście lat (liczę od premiery Blair Witch Project), odkąd w kinie grozy panuje szał na found footage. Przemielono już chyba wszystkie warianty, wymyślono dziesiątki sposobów na to, jak wykorzystać tę konwencję w sposób inny niż ten znany z BWP. The Den (2013) to kolejna próba odświeżenia tej konwencji.

Czy to rzeczywiście takie świeże? Na pewno bardziej niż wszystkie produkcje o szukaniu duchów w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym itd. Twórcy wymyślili dobry patent na to, jak w oryginalny sposób uzasadnić bieganie bohaterów z kamerą w ręku. Za podstawę nie tylko w kwestii technicznej, ale i fabularnej, posłużyło bowiem iście współczesne zjawisko, jakim jest powszechny szał na komunikowanie się przez Internet.
Fabuła nie jest skomplikowana. Dziewczę imieniem Elizabeth stara się o grant z uczelni na badania zachowań ludzkich w sieci poprzez program The Den, będący czymś na kształt Skype'a. Siedzi więc dziewczę on-line od świtu do świtu i rozmawia z przypadkowymi użytkownikami owego programu. Jako że jest to horror, łatwo się domyślić, że w końcu trafia na czarny charakter, przed którym musi się obronić. Czarny charakter, poprzez fizyczne znęcanie się nad bliskimi Elizabeth. Psychicznie znęca się nad nią samą. A wszystko to widziane jako zapis z kamery internetowej. 
Proste jak drut kolczasty, dzieciak by to wymyślił. Ale trzeba przyznać, że całość wypadła całkiem przyjemnie.
Oczywiście nie dało się uniknąć szerokiej gamy „wkurzaczy” charakterystycznych dla konwencji found footage. Wiadomo – kamera fika koziołki, ma zakłócenia tym większe, im bardziej chcemy akurat zobaczyć wyraźny obraz itd. Jak też często się zdarza. twórcy czasami wydają się zapominać, że obraz widziany przez osobę oglądającą film uzależniony jest od bohatera rejestrującego wszystko, co widać na ekranie. Raz czy dwa zdarzyło mi się bowiem wrażenie, że konsekwencja w tej kwestii została zaniedbana i obraz widziany był z „tak po prostu kamery”. No i kolejna przypadłość found footage, której nie uniknięto - „zesram się z paniki, a i tak to nakręcę!”. Komentarz chyba zbędny ;)

Ogólnie rzecz biorac, dopóki jest w miarę spokojnie, jest też dość wiarygodnie i logicznie. Kiedy akcja się rozkręca, wysypują się wszystkie wspomniane potknięcia – jedno po drugim bądź wszystkie naraz. A jednak The Den nie wypaliło mi oczu i nawet powiedziałbym, że to jeden z ciekawszych found footage, jakie widziałem. Korci mnie, by powymądrzać się ogólnie na temat tej konwencji, ale może lepiej zrobię to w oddzielnym wpisie ;)


Filmweb mówi: 6,1/10
Morydz mówi: 5/10