menu2

niedziela, 15 marca 2015

Mówią na mnie Kochaś (Girlhouse)



Wraz z kolejnymi dekadami mijają towarzyszące im lęki. Nie boimy się już kosmitów, efektów zimnej wojny i konsekwencji tajnych eksperymentów III Rzeszy. Zmieniają się lęki, więc zmianie ulega również współczesny horror. Nic więc dziwnego, że w dobie wszechobecnego Internetu i pornografii powstają kolejne produkcje upatrujące w obu tych zjawiskach pretekstu do wystraszenia nas i pokazania, że horror może czaić się wszędzie. W ostatnim czasie coraz częściej trafiam na filmy grozy, w których zagrożenie pochodzi z sieci. Dzisiaj będzie o jednej z takich produkcji – Girlhouse (2014).

Kylie jest studentką o urodzie nieskalanej lubieżną myślą księżniczki czekającej na księcia, który zdzirami paniami lubiącymi chwalić się swoimi wdziękami i niespodziewanie łatwo asymiluje się z nowym otoczeniem, doskonale przyswajając zasady rządzące w rezydencji. Kylie idzie coraz lepiej, ma jednaj pecha – wpada w oko stałemu gościowi portalu (kryptonim operacyjny: Kochaś) oferującego całodobowy wgląd w życie dziewczyn z Girlhouse. Tłusty, zakompleksiony informatyk (a jakże!) napędzany seksualną traumą z dzieciństwa rusza szarżą na Girlhouse po tym, jak niezależnie od Kylie jego wizerunek zostaje wystawiony na pośmiewisko. Oczywiście w całym tym bajzlu obowiązkowo musi pojawić się ktoś, kto przez większość filmu będzie drżał o los pięknej Kylie – mamy więc chłopaczka, który jako dziecko kochał się w niej, a po latach, bijąc niemca po kasku w towarzystwie pań z kamerek, trafia na swoją dawną miłość. Co dalej – łatwo się domyślić.
będzie jej okazywał uczucia w sposób bardziej wyszukany niż macanie po cyckach. Mimo budzącej takie skojarzenia aparycji dziewczyna, szukając sposobu na szybkie pieniądze, postanawia zrobić furorę na portalu z sexkamerkami. Widząc w bujaniu tyłkiem przed kamerą najlepszy sposób na zastrzyk gotówki, trafia do domu będącego połączeniem rezydencji Hugh Hefnera z Big Brotherem. Zamieszkuje wraz z innymi

Tematyka, choć niespecjalnie odkrywcza, przyciągnie każdego fana horroru płci męskiej. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto odpalił ten film z powodu innego niż myśl pod tytułem „tu muszą być cycki!”. Z czystym sumieniem przyznaję, że liczyłem na nie równie mocno, co się rozczarowałem. Cycków tu jak na lekarstwo. Co więcej, główna bohaterka kręcona jest w sposób grzeczniejszy niż jej koleżanki z rezydencji. Generalnie pole do stworzenia horroru erotycznego było wielkie, a wykorzystano tego potencjału jedynie małą, maleńką odrobinę.
Jeśli chodzi o horrorowy aspekt Girlhouse, jest trochę lepiej. Ciekawe sceny gore, wystarczająco brutalne. Czasem komiczne, jak rozpaczliwa próba uzyskania pomocy na czacie, pisząc obciętymi palcami, a potem nosem.
Czarny charakter w postaci zboczonego tłuściocha prezentuje się całkiem znośnie, nie bawi się w kotka i myszkę z dziewczynami, eliminując je z należytą brutalnością. Trochę czasem sobie poprzemyka w cieniu, poczai się bez sensu, ale cóż, takie są utarte zasady funkcjonowania slasherowego antagonisty… No i obowiązkowo jest zamaskowany – jego zboczenie zabawnie podkreślono maską zrobioną chyba z jego pompowanej kochanki.

Podsumowując: horroru wystarczająco dużo, cycków za mało, udało mi się nie zasnąć. Nie jest źle. Może tylko odrobinę drażnią naiwne miłosne zmagania kochasia Kylie na poziomie gimnazjum hajskulu.