Wraz z kolejnymi dekadami mijają towarzyszące im lęki. Nie
boimy się już kosmitów, efektów zimnej wojny i konsekwencji tajnych eksperymentów
III Rzeszy. Zmieniają się lęki, więc zmianie ulega również współczesny horror.
Nic więc dziwnego, że w dobie wszechobecnego Internetu i pornografii powstają
kolejne produkcje upatrujące w obu tych zjawiskach pretekstu do wystraszenia
nas i pokazania, że horror może czaić się wszędzie. W ostatnim czasie coraz
częściej trafiam na filmy grozy, w których zagrożenie pochodzi z sieci. Dzisiaj
będzie o jednej z takich produkcji – Girlhouse
(2014).
Kylie jest studentką o urodzie nieskalanej lubieżną myślą księżniczki
czekającej na księcia, który zdzirami paniami lubiącymi
chwalić się swoimi wdziękami i niespodziewanie łatwo asymiluje się z nowym
otoczeniem, doskonale przyswajając zasady rządzące w rezydencji. Kylie idzie
coraz lepiej, ma jednaj pecha – wpada w oko stałemu gościowi portalu (kryptonim
operacyjny: Kochaś) oferującego całodobowy wgląd w życie dziewczyn z Girlhouse.
Tłusty, zakompleksiony informatyk (a jakże!) napędzany seksualną traumą z
dzieciństwa rusza szarżą na Girlhouse po tym, jak niezależnie od Kylie jego wizerunek
zostaje wystawiony na pośmiewisko. Oczywiście w całym tym bajzlu
obowiązkowo musi pojawić się ktoś, kto przez większość filmu będzie drżał o los
pięknej Kylie – mamy więc chłopaczka, który jako dziecko kochał się w niej, a
po latach, bijąc niemca po kasku w towarzystwie pań z kamerek, trafia na swoją
dawną miłość. Co dalej – łatwo się domyślić.
będzie jej okazywał uczucia w sposób bardziej
wyszukany niż macanie po cyckach. Mimo budzącej takie skojarzenia aparycji
dziewczyna, szukając sposobu na szybkie pieniądze, postanawia zrobić furorę na portalu
z sexkamerkami. Widząc w bujaniu tyłkiem przed kamerą najlepszy sposób na
zastrzyk gotówki, trafia do domu będącego połączeniem rezydencji Hugh Hefnera z
Big Brotherem. Zamieszkuje wraz z innymi
Tematyka, choć niespecjalnie odkrywcza, przyciągnie każdego
fana horroru płci męskiej. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto odpalił ten
film z powodu innego niż myśl pod tytułem „tu muszą być cycki!”. Z czystym
sumieniem przyznaję, że liczyłem na nie równie mocno, co się rozczarowałem. Cycków
tu jak na lekarstwo. Co więcej, główna bohaterka kręcona jest w sposób
grzeczniejszy niż jej koleżanki z rezydencji. Generalnie pole do stworzenia
horroru erotycznego było wielkie, a wykorzystano tego potencjału jedynie małą, maleńką
odrobinę.
Jeśli chodzi o horrorowy aspekt Girlhouse, jest trochę lepiej. Ciekawe sceny gore, wystarczająco
brutalne. Czasem komiczne, jak rozpaczliwa próba uzyskania pomocy na czacie,
pisząc obciętymi palcami, a potem nosem.
Czarny charakter w postaci zboczonego tłuściocha prezentuje
się całkiem znośnie, nie bawi się w kotka i myszkę z dziewczynami, eliminując
je z należytą brutalnością. Trochę czasem sobie poprzemyka w cieniu, poczai się
bez sensu, ale cóż, takie są utarte zasady funkcjonowania slasherowego
antagonisty… No i obowiązkowo jest zamaskowany – jego zboczenie zabawnie
podkreślono maską zrobioną chyba z jego pompowanej kochanki.
Podsumowując: horroru wystarczająco dużo, cycków za mało,
udało mi się nie zasnąć. Nie jest źle. Może tylko odrobinę drażnią naiwne
miłosne zmagania kochasia Kylie na poziomie gimnazjum hajskulu.