menu2

piątek, 7 kwietnia 2017

Nie czytam, więc mnie nie ma

No elo!
Gitara siema!
Niech będzie pochw...

CZEŚĆ!

Ostatni post na blogu – 4 stycznia 2016… Trochę sobie pobimbałem. Nie będę szukał wymówek i się wykręcał, po prostu trochę mi się nie chciało. A trochę nie było o czym pisać, bo horror jakoś w ostatnim czasie poszedł u mnie w odstawkę. Filmów ostatnio nie chce mi się oglądać i nie mogę znaleźć da siebie nic interesującego. A książki? Uniwersum Metro 2033 pochłonęło mnie tak, że po horrory sięgałem okazyjnie ;)
Pewnie kolejny 4 stycznia minąłby, zanim zachciałoby mi się o czymś tu napisać, ale stała się rzecz niesłychana – w ostatnim czasie, z nieznanej mi przyczyny, ludzie zaczęli dostrzegać fanpage STRASZNIEJ na facebooku i go polubiać :D Skoro więc pojawiła się szansa, że jednak ktoś tu czasem zajrzy, to może warto się od czasu do czasu odezwać. Nie wiem, jak będą wyglądały wpisu na blogu i jaka będzie częstotliwość ich publikowania, ale postaram się nie milczeć ;)

Jakkolwiek wdzięczny jestem społeczności facebooka za zaistniałą sytuację, to teraz z pewnością sporej jej części się narażę. Chciałbym bowiem wypowiedzieć się w pewnej kwestii, która od dłuższego czasu nie daje mi spokoju i drażni mnie niemiłosiernie.

„Nie jestem statystycznym polakiem, lubię czytać książki”
„Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka”
„Książki, które trzeba przeczytać”
„Książki, których nie znasz, a powinieneś”
Itp.
itd.
i tak do porzygu.

Kojarzycie tego typu fejsbukowe fanpejdże? Z pewnością tak. Musicie, bo jeśli ja, nie będąc ich członkiem, wciąż widuję wpisy z nich na swojej tablicy, to podejrzewam, że spora część z Was również. Istnienie takich miejsc w internecie sugeruje, jakoby osoba regularnie czytająca książki była kimś lepszym, bardziej wartościowym od tej, która tego zwyczajnie nie lubi.  Wrażenie to potęgują media, lubujące się w alarmowaniu o coraz niższym poziomie czytelnictwa wśród Polaków. W realiach, w których papier magistra na nikim już nie robi wrażenia, bliski kontakt z literaturą jest już chyba wyznacznikiem tego, kto należy do tzw. inteligencji, a kto jest „szarą masą”... I rzeczywiście, tak to działa! Znajomi, którzy poznali najpierw mnie jako osobę, zwykle mieli mnie po prostu za zdziecinniałego wesołka. Ich postrzeganie zmieniało się z chwilą, gdy odwiedzali mnie w domu i odkywali, że – uwaga – MAM W DOMU KSIĄŻKI!
Łał, ten Morydz to jednak jest ktoś! Trzeba go teraz szanować, podziwiać, bo to inteligent jednak! Ale się sukinsyn kamuflował! Nagle dostrzegłem, że wypowiada się jakoś inaczej niż większość ludzi, używa więcej słów niż "tak", "nie" i "zajebiście"! 
To straszne, że dopiero kojarzenie twojej osoby z czytaniem książek sprawia, że ludzie dostrzegają twoją wartość.
Tylko co z osobami, które nie czytają książek, bo nie są zainteresowane tego typu rozrywką, a nie są jednocześnie niewyedukowanym plebsem? Można też na odwrót – znam przypadki głupich jak but osób, które te książki czytają. Czy naprawdę czytanie książek jest czymś tak elitarnym? W moim odczuciu nie... Czytanie książki to ostatecznie jedna z wielu form ROZRYWKI. Ma dostarczać przede wszystkim przyjemności – podobnie jak film, gra komputerowa czy szydełkowanie. Co więcej, nie wiem, jak wyglądają realia życia tych, którzy będąc członkami gloryfikujących czytelnictwo fanpejdży, lubią w internecie spuszczać się nad swoją elitarnością, pokazując sobie nawzajem zdjęcia „stosików” z nowymi zdobyczami z empiku, ale w moim otoczeniu to nie jest żaden underground. Osobiście nie odczuwam takiego zjawiska jak zanik czytelnictwa.

Od czasu do czasu zdarza mi się czytać Angorę. Pisze tam taki koleś, nie znam go znikąd poza łamami tego czasopisma, ale zdaje się, że sam jest pisarzem. Kiedy bym nie trafił na jego felieton, facet tylko biadoli, że nikt już w naszym kraju książek nie czyta. A jeśli już, to jakieś szmatławce. Rzuca co chwila tytułami klasyków, forsując przekonanie, że tylko one stanowią LITERATURĘ. I tu pojawia się kolejna kwestia. Czy jeśli na mojej półce stoją głównie horrory, fantastyka i książki o muzyce rockowej, to jestem godny miana osoby-czytającej-książki? Bo klasyki u mnie nie uświadczysz, jest dla mnie NUDNA (tak, nudna! nudna nudna nunda dnuna dnananana)!. Jaki mamy efekt? Osoba, która sama nie czyta, będzie mnie widzieć jako intelektualistę, bo przecież czytam jakieś tam rzeczy i to jej wystarczy, nie ma znaczenia, jakie to książki. Sympatyk klasyki natomiast mną wzgardzi, bo co z tego, że czytam, skoro to w jego ocenie moje upodobania to literacki rynsztok.
To czywiste, że utrzymywanie kontaktu ze słowem pisanym korzystnie wpływa na nasz zasób słów, a opatrzeni z tekstem lepiej radzimy sobie z ortografią i interpunkcją. Ale to jedynie nabywanie umiejętności poprzez wizualne nawyki i nie sądzę, by w parze z nim szedł jakiś wielki wpływ na inteligencję. A czerpanie wiedzy o świecie z książek? Czerpię ją w równym stopniu z filmów, telewizji, nierzadko nawet z gier komputerowych.

Kolejna sprawa - co to ma znaczyć, że ja, jako czytelnik, MUSZĘ i POWINIENEM znać jakieś książki? Jeśli nie interesuje mnie ten nudziarz Paulo Coelho, to mam ślęczeć nad jego wypocinami i żłopać kolejne kawy, byleby dobrnąć do końca? Byleby móc powiedzieć, że ZNAM. Niech mi ktoś wyjaśni, z jakiego powodu mam znać akurat tę książkę, a znajomość innej nie zrobi na nikim wrażenia?
Owszem, są książki, które siłą rzeczy trzeba poznać celem zaliczenia sprawdzianu z polskiego. Ale Jednak powiedzmy sobie szczerze - w szkole są konieczne, gdyż stanowią nośnik dla wiedzy o epokach literackich. I jeszcze szczerzej - ZNAĆ a PRZECZYTAĆ to w tym wypadku często nie jest to samo :P

Zdaję sobie sprawę, że książkowi onaniści zaraz zaczną się nade mną wytrząsać, ale uważam, że czytanie książek to PRZEDE WSZYSTKIM ROZRYWKA. Czytam, bo lubię to robić, bo to akurat sprawia mi przyjemność i nie czuję, by prosta czynność odczytywania tego, co jest napisane na kartce, jakkolwiek mnie nobilitowało. A powiedzenia typu "czytam więc jestem" działają na mnie jak czerwona płachta na byka.

No, wylałem swoje żale. Lepiej mi :D Jeśli ktoś uważa, że nie mam racji i czuje się na siłach mnie przekonać, że się mylę, zapraszam do komentowania postu ;)

A, i nie czuję się "niestatystycznym" Polakiem. Za to śmiało można ze mną iść do łóżka! :D