Kiedy zobaczyłem, że powstał film
pod tytułem VHS, zanim
zapoznałem się z jego opisem, moja wyobraźnia stworzyła obraz
dzieła pełnymi garściami czerpiącego ze złotej ery horroru.
Czyli właśnie okresu, w którym gatunek ten przynosił największe
zyski wypożyczalniom video. Kiedy dowiedziałem się, że film nie
jest o tym, co sobie wymyśliłem, byłem odrobinę zawiedziony. Ale
nie aż tak bardzo, bo w gruncie rzeczy VHS
oglądało mi się przyjemnie.

Bezsens
totalny i wszechobecny, ale, jak niektórym już wiadomo, jestem
wysoce tolerancyjny w stosunku do tandety i głupoty w horrorze, więc
pierwszy film pt. VHS
oceniam jako „całkiem, całkiem”. W gruncie rzeczy, choć
ulepiony z jump-scenek i podobnie oklepanych chwytów, jakoś tam
uwagę przykuwał. Było nawet przy czym drgnąć od czasu do czasu.
Powiedzmy
sobie szczerze, że ten film jest pozbawiony fabuły. Ot, kolaż
luźnych pomysłów twórców spięty do kupy za pomocą wymyślonego
na siłę wspólnego mianownika. Dla odbiorców ceniących sobie
oryginalną fabułę i drugie, trzecie, ósme dno, VHS
będzie koszmarem. Ci natomiast, którzy szukają zwyczajnej rozrywki
i świadomie wybierają takie filmy, będą zadowoleni. Ja tam byłem
zadowolony.
Niedawno zmierzyłem
się z nowiutką drugą częścią. Tu już niby wiedziałem, czego
się spodziewać. Jak to w większości filmów „z dwójką po
tytule” bywa, wszystkiego musi być więcej i bardziej. No i mamy
więcej flaków, jump-scenek, więcej dziwadeł ganiających za
ludźmi i więcej głupoty. Moje dwa typy na czołówkę rankingu
głupoty:
- historyjka o zombie zarażających wszystko dookoła...byciem zombie. Nie byłoby to takie idiotyczne, gdyby nie te ich tępe wyrazy twarzy i jeszcze bardziej tępe rzucanie się na każde mięso z własnym włącznie. W pewnym sensie jest to również zaleta, ale zbyt wiele w tym groteski.
- Humanoidalny kozioł wychodzący z brzuszka pewnej uroczej pani. Gdzie on się niby wcześniej chował, skoro po „porodzie” był od niej chyba ze dwa razy większy? I w ogóle, co to za pomysł?!
Dwójka posiada te
same wady co część pierwsza, tylko że w większym natężeniu.
Film niby miał być złożony z fragmentów imitujących amatorskie
nagrania video. Tylko że spora część ujęć kazała mi myśleć,
że nie zawsze była w tym konsekwencja. Może się mylę. Możliwe,
że porąbało mi się od natłoku migających, szumiących obrazów,
przeskoków, śnieżenia itd. Każdy by stracił orientację w końcu.
Ale takie właśnie odniosłem wrażenie, że czasami twórcy
zapominali, że ujęcia mają być „z ręki”. Drugi poważny
mankament to wspomniane szumy, skaczący obraz i wszystko to, z czym
jako dzieciak borykałem się, kiedy odtwarzałem sfatygowaną taśmę.
W porządku, to musi być, bo stanowi niejako istotę i urok kaset
video. Ale nie w takiej ilości! Bez przesady!
Mają
też te filmy dużą zaletę. Gore, choć bzdurne, naprawdę robi
wrażenie. Pod tym względem VHS-y
promienieją siermiężnym realizmem i szczegółowością. Szkoda
tylko, że realizm ten zabijają baśniowe stworki typu wściekły,
dwunożny rogacz.
Uważam, że pomysł
wykorzystania wątku kasety vhs jest całkiem niezły. Pod warunkiem,
że przemyca się go do filmu w inny sposób, na innych zasadach.
Jestem przekonany, że większość fanów kina grozy z
rozrzewnieniem wspomina epokę kaset video i życzyliby sobie, by
powstał film będący namiastką tamtych czasów. Bo co mamy teraz,
tutaj? Przypadkowe postacie trafiające do kryjówki świra, który
wszelakie bezeceństwa archiwizuje na taśmach. Dlaczego niby na
taśmach właśnie? Skoro nie miało to służyć przywołaniu
klimatu horroru lat '80, to czemu w takim razie miało? Jakiś cel
musiał w tym przecież być, bo gdyby nie było, to ów świr
poszedłby z duchem czasu i swoje krwawe historyjki nagrywał na
blue-Ray-u.
Myślę,
że sam, nie zastanawiając się zbyt długo, wpadłbym na dziesięć
innych, o wiele lepszych pomysłów wykorzystania wątku taśmy
video. Każdy by wpadł, to naprawdę nie problem. No, chyba że dla
twórców VHS. Choć
może zwyczajnie nie zrozumiałem ich intencji.
Kasety vhs wspominam równie dobrze jak kasety magnetofonowe. Co prawda z tych drugich korzystam do dziś i ubóstwiam pod niebiosa, to vhs-y już odłożyłam głęboko do szafy:) heh pomysł na film wydaje się dobry, ale chyba wolę filmy z ciekawszą fabułą:)
OdpowiedzUsuńFanka kaset magnetofonowych? Siostro! :D
OdpowiedzUsuńJak już mówiłem, tutaj fabuły nie ma. Ale mimo to film nie jest kompletnie beznadziejny, warto zobaczyć choćby dla bezpośrednich scen gore.
oczywiście:) z racji, że w dzieciństwie kolekcja kaset była wspólna, to późniejszy podział dokonał się z korzyścią dla starszego brata..ale w końcu sam większość zdobył, więc nie mogę mieć mu za złe:) aktualnie uzupełniam kasetowe kolekcje i powiem ci, że nastał dobry czas:D dużo ludzi chce się pozbyć i to w niskiej cenie:) hehe mogę przygarnąć jeszcze jednego brata, ale patrząc na rocznik musiałbyś zostać moim bliźniakiem:P
OdpowiedzUsuńWcale nie taki dobry. Ciągle od znajomych słyszę "mam ich dużo, są mi zupełnie zbędne, ale nie sprzedam" ;] Jedyny ratunek miałem w lubelskim pchlim targu, kiedy jeszcze tam bywałem. Od dawna jednak moja skromna kolekcja trwa niezmiennie w swojej skromności.
OdpowiedzUsuńna targi rzadko chodzę, bo ostatnio nic ciekawego nie znajduję. Co prawda znalazłam tam też kilka perełek:)Ale mam lepsze źródła:) W Częstochowie jest taki mały sklepik, gdzie można kupić używane, ale też jeszcze ofoliowane kasetki:) wybór jest ogromny. Bardzo dużo jest też na www.tablica.pl
OdpowiedzUsuńJa przeciwnie - najbardziej perłowe perełki mam stamtąd właśnie. Największą z nich się tu chwaliłem jakiś czas temu ;)
OdpowiedzUsuńPrzydałby mi się taki sklepik w pobliżu...