menu2

Równowaga

Poniższy tekst jest bezpośrednią kontynuacją jednego z moich starych opowiadań - "Dezercji". Dlatego polecam najpierw zapoznać się z pierwszą częścią historii.
"Równowaga" to mój pierwszy ukończony tekst od bardzo, bardzo dawna. Dlatego tym bardziej zależy mi na opiniach. Zapraszam do czytania i komentowania!



Tak długo, jak pozwala na to układ naszych spadających ciał, próbuję utrzymać kontakt wzrokowy z Karoliną. Z jej pustymi, martwymi oczami. Upadek jest bardzo bolesny. Cieszę się, że przynajmniej ona już tego nie czuje Uderzam głową o zimny, wilgotny asfalt. Czuję jak rdzeń kręgowy dzieli się na dwoje. I leżę. Leżę i czekam na śmierć, która jednak nie nadchodzi. Na moje ciało spływa niemal natychmiastowe odrętwienie. Ból ustępuje i rozumiem już, że ocalała jedynie świadomość. Dla świata materialnego przestałem istnieć. Człowiek obrócił się w rzecz.
Zmrok już zapada, dzień ucieka kryjąc się za czerwonym słońcem opadającym niespiesznie za wieżowce. Choć straciłem czucie, wiem, że ten wieczór jest wyjątkowo chłodny. Ulica opustoszała zupełnie, szmer aut słychać jedynie z oddali. Zapalają się latarnie i dociera do mnie, że nie dotyczy mnie już czas. W moim nowym świecie jestem poza nim, minuta trwa godzinę, godzina – minutę.
Oko widzi wieczorną pustkę miasta, ucho słyszy szum rozhulanego między budynkami wiatru. Czuję zapach mokrego asfaltu i ziemi. Śmierć nie odebrała mi jednak wszystkich zmysłów. A może jednak nie umarłem?
Nieruchome oczy widzą niewiele. Mój obecny świat to tyle, ile jestem w stanie zobaczyć nie poruszając nimi. To ciemne niebo, fragment muru starej biblioteki i część ulicy. Deszcz pada na moją twarz, krople dostają się do ust i oczu.
  - Tomek – słyszę jak skoś szepcze moje imię – Tomku...
Choć nie posiadam już gardła, czuję jak się zaciska. Choć nie mam oczu – płaczę. To moja dziewczyna, Karolina. Woła mnie. Moja martwa miłość do mnie przemawia a ja nie nie mogę zrobić. Nie odwrócę głowy, nie spojrzę na nią. Nie mogę.
  - Karolina. Karolinko! - wołam niemymi ustami w nadziei, że skoro ją słyszałem, to i ona usłyszy mnie.
  - Boli – z trudem wypowiada to słowo – boli, już dłużej nie wytrzymam...
Głos ma zmęczony, brzmi jakby z ledwością wydawała nawet najprostsze dźwięki. Próbuje mówić dalej, ale dusi się jak gdyby ktoś nastąpił jej na krtań.
Słyszę coś jeszcze. Jakby trzepot skrzydeł. Dźwięk jest coraz głośniejszy i wyraźniejszy. W zasięgu mojego nieruchomego wzroku majaczy jakaś sylwetka. Widzę zstępującą z nieba skrzydlatą postać a za nią dwie następne. Jej ptasie, szponiaste stopy delikatnie opadają na powierzchnię ulicy. Pozostała dwójka jeszcze przez chwilę krąży nade mną jak sępy, które wypatrzyły ofiarę. Gdy skrzydlata trójca staje przede mną w komplecie, zapada cisza i bezruch.
Stwory wpatrują się we mnie a ja – w miarę możliwości – w nie. Przerażają mnie swoim demonicznym wyglądem. Mają wielkie, czarne ślepia badające mnie uważnie. Długie, ostre dzioby to otwierają się nieznacznie, to zamykają. Ich wychudzone ciała pokrywa cienka jak pergamin, szara skóra, spod której widać ciemne kości. Błoniaste, poszarpane skrzydła z chwilą zakończenia lotu opadły luźno i wiszą teraz bezwładnie jakby dotknięte martwicą.
Czy tak wyglądają anioły? A może diabły?
Przełamuję strach oraz niedowierzanie i pytam:
  - Anioły?
  - Nie – odpowiada po chwili ciszy największy ze stworów, zapewne ich przywódca.
  - Kim jesteście? - Czuję ogromny dyskomfort rozmawiając z nimi. Nie wiem jak się do tych stworzeń odnosić.
  - Przybyliśmy dać ci koniec – pada niejasna odpowiedź.
  - Czy to jest piekło? - Na odpowiedź czekam dość długo.
  - Nie ma piekła, człowieku. Piekła ani nieba. Dobra ani zła. Jest jedynie Równowaga.
  - Czym jest ta równowaga? To bóg?
Przywódca unosi głowę, rozwiera dziób i wydaje dziwny dźwięk - klekot podobny do tego, który wydobywa się podczas gry na kastanietach. Pojmuję szybko, że stwór śmieje się ze mnie.
  - Nie ma żadnego boga – mówi wreszcie.
  - Kto więc rządzi światem?
  - Równowaga – powtarza to słowo jakby z czcią.
Skrzydlaty odpowiada mi wciąż bardzo lakonicznie. Mówi tylko to, co konieczne. Żadnych zbędnych słów.
Choć brak mi uzasadnienia dla tej pewności, wiem, że Przywódca czyta teraz moje myśli. Czuję to. Nie tylko poznaje dogłębnie mój umysł, ale wprowadza weń nowe treści. Czegoś takiego nie czułem nigdy za życia. Ogarnia mnie jednocześnie szczęście i trwoga. Wszystko już wiem, oto właśnie pojąłem Absolut. Ja, Tomasz, byłem prawdziwym bogiem. Jedynym a zarazem jednym z miliardów. Byłem nim przez całe życie, aż do teraz. Posiadałem wolną wolę, umysł mój był ograniczony wyłącznie ramami, które sam na niego nakładałem. Teraz zwracam swoją świętość Równowadze a ona mnie sprawiedliwie rozliczy.
Stwór przytaknął moim myślom.
  - Nadszedł czas rozliczenia – dodał w odpowiedzi.
Sąd ostateczny – pomyślałem.
Przywódca pierwszy raz wykonuje jakikolwiek ruch – zbliża się do mnie o dwa kroki. Bierze oddech tak głęboki, że cieniutka powłoka jego klatki piersiowej omal się nie rozerwie, po czym przemawia:
  - Popełniliście samobójstwo. Zadrwiliście z Natury i Równowagi. Nie traktujcie konsekwencji tego czynu jako kary. To nie kara, nie popełniliście niczego, za co należałby się wyrok. To wasze życie i wasz wybór. Równowaga jednak jest siłą, która daje tyle, ile otrzymuje. Odbiera tyle, ile jej zostało odebrane.

Stworzenie przerywa monolog. Widzi, że moje myśli są teraz gdzie indziej – przy Karolinie.
Pragnę dowiedzieć się, co z moją dziewczyną. On to wie i spełnia moje niewypowiedziane życzenie. Nachyla się nade mną, przybliża głowę do mojej głowy. Wpatruję się w czarne jak smoła ślepia. Dostrzegam w nich nierealnie wyraźne odbicie tego, co jest obok mnie, a czego nie jestem w stanie dojrzeć.
Jeśli dla każdego istnieje osobiste piekło, to moim jest los Karoliny. Dziewczynę spotkał okrutny koniec. Spadając, musiała zahaczyć tułowiem o znak zakazu postoju. Jej ciało dotarło do ziemi niemal całkowicie przepołowione. Wnętrzności jeszcze lekko parują rozrzucone po asfalcie. Krew zmieszana z deszczówką spływa do pobliskiej studzienki kanalizacyjnej. Na twarzy Karoliny nie ma cierpienia. Usta ma lekko rozwarte. Na lewej gałce ocznej przysiadł jeden z mechanicznych insektów i zawzięcie pompuje truciznę. Widzę jak jej oko rozpycha się wypełnione cieczą i pęka.
Martwy czuję więcej niż za życia. Wyczuwam jej świadomość. Karolina rozmawia teraz z własnymi stworami.
  - Co teraz z nami będzie? - zwracam się do Przywódcy. Nie odpowiada mi. 
Czubkiem dzioba dotyka mojego czoła i szepcze coś, czego nie nazwałbym nawet słowami. Skrzydlaty wyjaśnia mi w myślach – to rytuał przekazania ducha zmarłego pod sprawiedliwość Równowagi. Rozpościera skrzydła i wzbija się w powietrze. Za nim pozostałe stwory, jakby czekały niecierpliwie na jego ruch będący dla nich rozkazem.
Odlatują bez dalszych wyjaśnień, jednak wiem już wszystko. Niebo, piekło, śmierć – wszystko to wygląda inaczej niż sądzi ludzkość. To, co nazywamy duszą w istocie jest wieczne. Umiera ciało, jednak człowieczeństwo pozostaje. Na zawsze. Po wsze czasy nie odstąpi od ciała. Trwać będzie w nieskończoność przy ciele – zwłokach – kościach oblepionych resztkami zeschniętej skóry – w końcu popiele, w który człowiek obróci się przez miliony lat. To nie piekło, teraz rozumiem. To konsekwencja. Równowaga.
Patrol żołnierzy znajduje nasze ciała. Zbierają nas z ulicy, w milczeniu wrzucają do worków niczym śmiecie. Jedziemy gdzieś autem. U kresu drogi zostajemy wyrzuceni z worków wprost do rowu. Opadam ciężko na dno. Na moje zwłoki spada rozwleczone truchło Karoliny. Żołnierze zasypują dół i odchodzą.
Po raz kolejny tej nocy przekonałem się, że dobro i zło to jedynie wymysł filozofów. Bo czy doświadczam teraz któregoś z nich? Umarliśmy, ale nie dotyka nas już okrucieństwo żyjących. Jesteśmy zakopanymi w lesie odpadami, ale nie ma nas już tam, na powierzchni, gdzie toczy się najstraszliwsza z wojen. Zaprawdę powiadam wam, nie istnieje dobro ani zło. Wyklucza je święta Równowaga.  

6 komentarzy:

  1. "Zaprawdę". Pierwsza część - "Dezercja" - podobała mi się bardziej. Tu troszkę kuleje interpunkcja, ale akcja jest nieźle prowadzona. Dość niepokojąca wizja, muszę przyznać. Nie ma nieba ani piekła, jest za to nieśmiertelna dusza. Brrr ;) Ciekawa innowacja. Dopisz przed "Dezercją" kilkanaście rozdziałów, niech "Równowaga" będzie końcówką - i masz powieść :) Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za błędy. Starsze opowiadania były przewalone wzdłuż i wszerz przez milion korekt a "Równowaga" takiego komfortu nie doznała. Wiesz, choćby nie wiem ile cudzych tekstów się skorygowało, na własne błędy jest się ślepym. Obiecuję poprawić!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zasada równowagi trochę przypomina mi wizję z "Nocnego patrolu" Łukjanienki. A te wnętrzności rozrzucone po asfalcie to istny Baudelaire :) Krew z deszczówką - niezłe! :D

    Ma klimat, językowo dobre, poza jakimiś niedopatrzeniami, których nie warto się czepiać. Tylko w sumie ja nie do końca rozumiem zakończenie. Świadomość (w opowiadaniu nazwane człowieczeństwem) trwa zakopane na zawsze w miejscu, w którym rozłożą się ciała bohaterów i ma być to kara za naruszenie równowagi, czyli samobójstwo. Ale w jaki sposób taka kara przywraca zakłóconą równowagę?

    Pozdrówka!
    O.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Nocny patrol"? To się w ogóle da czytać? Kiedyś wpadło mi w ręce "Oblicze czarnej Palmiry" i nie wytrzymałem nawet do połowy.

    Nie wiesz, czy się rozłożą. W ogóle nie wiesz, co się z nimi stanie. Możesz sobie sama wymyślić ;)

    Nie przywraca równowagi. Kara to kara i już. Czy jeśli mała Ola była niegrzeczna i za karę nie mogła obejrzeć dobranocki, to nieobejrzenie jej coś naprawiało? ;)
    Dzięki, że przeczytałaś!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Da się czytać! :D

    Po tym zdaniu sugerowałam, że ma to jakiś sens: "Trwać będzie w nieskończoność przy ciele – zwłokach – kościach oblepionych resztkami zeschniętej skóry – w końcu popiele, w który człowiek obróci się przez miliony lat. To nie piekło, teraz rozumiem. To konsekwencja. Równowaga."
    A piszesz jeszcze, że się obróci w popiół, więc się rozłoży! :D

    Ale ilu ludzi, tyle interpretacji w końcu ;P

    O.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisząc "Równowagę" myślałem nad stworzeniem tryptyku. W trzeciej części miało okazać się, że jednak się nie rozłożą :P Dlatego końcówka t"Równowagi" może wydawać się niegzodna z moją intencją w kwestii całości. Choć jeśli dopiszę kiedyś ostatni epizod, to będzie to - jak w przypadku części drugiej - za parę lat :P

    OdpowiedzUsuń