menu2

Silniejszy układ

Długo się zastanawiałem, czy opowiadanie to umieścić w konwencji gore - opisać szczegółowo krwawą scenę, jednocześnie wyjaśniając wszystko w połowie historii, czy może scenę tę jedynie zasygnalizować, a zyskać w ten sposób pole do budowania napięcia. Wybrałem to drugie, mam nadzieję, że słusznie. Zapraszam.

Spiker w radiu rozpoczynał właśnie serwis informacyjny o dwudziestej drugiej, kiedy Gracz Pierwszy zatrzymał swoje auto na parkingu klubu Kometa. Wraz z rzężeniem silnika umilkło radio. Wysiadł z samochodu i nie zamykając go na kluczyk, ruszył do wejścia lokalu.
Wnętrze było ciemne i duszne. Pachniało pizzą, a nad głowami gości snuły się gęste chmury papierosowego dymu. Bar zlokalizował bez trudu, wystarczyło podążyć w kierunku blasku oświetlających go kolorowych lampek. Usiadł na wysokim krześle i zastygł na dłuższą chwilę, aż kelnerka podeszła i spytała, co podać.
– Wystarczy kawa – odpowiedział głosem, który rozproszył dreszcz po całym ciele dziewczyny. Gracz Pierwszy wpatrywał się w nią ze skupieniem. Wodził wzrokiem po twarzy, ramionach, głębokim dekolcie. Spojrzenie hipnotyzowało i przerażało dziewczynę. Poczuła lęk, jednak coś kazało jej strać nieruchomo i czekać aż mężczyzna skończy oględziny.
W końcu spuścił wzrok i zaczął wpatrywać się w blat baru. Zmarszczył czoło, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. Kelnerka przyniosła kawę i pospiesznie ewakuowała się z pola widzenia podejrzanego typa.
Gracz Pierwszy pił spokojnie, zaledwie raz na kilka minut sięgając po filiżankę i ujmując jej ledwie zauważalną ilość płynu. Obserwująca go z zaplecza kelnerka odniosła jednak wrażenie, że choć kawę pije powolnie, to w rzeczywistości bardzo się niecierpliwi. Obserwowała go, intuicyjnie czując, że to twarz, którą warto zapamiętać. Takie oblicza, jak jego, straszą z listów gończych w drukowanych na pochodzącym z recyklingu papierze magazynach detektywistycznych. Podkrążone oczy, siwe włosy, uciekające ze skroni, worki pod oczami. I to spojrzenie. Spojrzenie człowieka umęczonego własną paranoją. Wewnętrzną tragedią, która mimo starań właściciela, krzyczy całemu światu „pomóżcie, coś jest nie tak”.
– Halo, pani barmanko! – tuż nad uchem wydarła się Graczowi Pierwszemu roześmiana, wyraźnie wstawiona dziewczyna o bujnych, kręconych włosach. – Jeszcze kolejkę dla mnie i dziewczyn, dobra? Jeszcze raz martini!
Dziewczyna za barem dziarsko kiwnęła głową i przystąpiła do napełniania kieliszków. Wiedziała, że mężczyzna znów przeszywa ją wzrokiem. Z trudem opanowała drżenie ręki, w której trzymała butelkę. Odetchnęła z ulgą, kiedy Gracz Pierwszy przeniósł swoje zainteresowanie na rozszczebiotaną imprezowiczkę.
– Witam pana! – dziewczyna zamawiająca drinki wrzasnęła mu prosto w ucho, prezentując taki entuzjazm, że wydawało się, jakby spotkała dawno nie widzianego znajomego.
Gracz Pierwszy nie odezwał się. Spojrzał na nią i zastygł. W ruchu zostały tylko gałki oczne, lustrujące dziewczynę tak, jak tę za barem. Dostrzegając jego zainteresowanie, uśmiechnęła się zalotnie. Ze stojaka przy nalewaku wyciągnęła słomkę i zaczęła gryźć ją, obdarzając mężczyznę flirciarskim spojrzeniem. Drugą rękę oparła o bar i zaczęła nawijać ciemne, lśniące loki na palce.
Nieznajomy coraz szerzej otwierał oczy. W jego spojrzeniu była ekscytacja, zaciekawienie. Było też coś, co mówiło „znalazłem!”.
– Mogłaby pani być moją damą – powiedział w końcu.
Brunetka roześmiała się głośno, rozbawiona staromodnym słownictwem.
– Damą? To zależy, mości rycerzu... – Z wdziękiem odrzuciła burzę loków do tyłu, odsłaniając ramiona.
– Od czego?
Nachyliła się tak, że biust omal nie wysunął się z kusej bluzki na ramiączkach i szepnęła Graczowi Pierwszemu do ucha:
– Od tego, czy twój rumak jest wystarczająco silny, by mnie unieść. – Oparła dłoń na udzie mężczyzny.
Gracz Pierwszy skrzywił się lekko. Na tyle, by okazać zażenowanie nachalnym flirtem, a jednocześnie nie spłoszyć brunetki. Dziewczyna cofnęła rękę, jednak nie odeszła.
– Mamy wieczór panieński mojej dobrej znajomej. Siedzimy już tu jakiś czas i muszę przyznać, że damskie towarzystwo zaczyna mnie nudzić. Może zechciałbyś się przyłączyć? – Dziewczyna bez ceregieli przeszła na „ty”.
Mężczyzna drgnął nieznacznie usłyszawszy zaproszenie. Nabrał powietrza i szybko wypuścił. Zdradzał niemałe podekscytowanie, co brunetka uznała za seksualne podniecenie.
– A koleżanki? Nie będą miały nic przeciwko?
– Wręcz przeciwnie! To wieczór panieński! Towarzystwo tak przystojnego mężczyzny będzie świetną atrakcją.
Kąciki ust Gracza Pierwszego uniosły się ledwie zauważalnie. Wszystko idzie tak gładko. Musiały już sporo wypić, skoro ta młoda kobieta uważa go za przystojnego.
– Zaniosę wasze drinki – zaoferował się.
– Dziękuję – odpowiedziała dziewczyna i odwróciła się do niego plecami, przecierając szlak do właściwego stolika.
– Na mój rachunek – rzucił barmance, odchodząc.
Brunetka odwróciła się. Wszystko idzie tak gładko.
Podążył za nią. Rzucił okiem na trzymaną w lewym ręku tacę. Sześć kieliszków.
Sześć dziewcząt.
Oby wystarczyło.
Prawą dłoń wsunął do kieszeni spodni i namacał odpowiednią ilość maleńkich kapsułek. Wyjął garść. Wprawnymi ruchami otwierał je i wsypywał zawartość do drinków. Schował resztki i spojrzał na zegarek.
Gdy oboje dotarli do stolika, proszek w kieliszkach przestał już musować. Dziewczyna dostawiła krzesło i skinieniem ręki zachęciła, by usiadł. Jej towarzyszki przyjęły gościa z entuzjazmem. Każda wzięła swojego drinka i wzniosły toast.
– A ty? Nie napijesz się z nami – spytała szczupła, ostrzyżona na krótko blondynka o krwiście czerwonych ustach.
– Nie piję alkoholu. Zadowolę się kawą – skłamał.
– Dziewczyny, to prawdziwy dżentelmen! Przy barze nazwał mnie damą! – Brunetka wzięła się pod boki, przybrała pozę sugerującą dumę.
– No proszę – podekscytowała się jedna z kobiet. – Ze świecą szukać dzisiaj takich romantyków. Dzisiaj wszystkie możemy być twoimi damami. – Puściła do niego oko.
– Bardzo bym chciał. Bardzo.

Gracz Pierwszy wypowiadał się oszczędnie, lakonicznie odpowiadał na pytania. Jego tajemniczość była dla wstawionych imprezowiczek intrygująca. Co chwila patrzył dyskretnie na zegarek. Rozmawiali dokładnie piętnaście minut.
– Ten lokal jest nudny. Zbyt dużo tu dzieciaków, znam ciekawsze miejsce. Co powiecie na małą wycieczkę?
Dziewczęta, wyraźnie zaciekawione, popatrzyły po sobie.
– Czemu nie – odpowiedziała brunetka.
– W samochodzie będzie odrobinę ciasno, ale myślę, że jakoś się zmieścimy. Zresztą, to niedaleko. – Wstał, zachęcając tym samym do wyjścia.
Po przejechaniu niespełna kilometra wszystkie były już nieprzytomne.

***

Gracz Pierwszy wniósł ostatnią dziewczynę do mieszkania i położył na podłodze obok pozostałych. Wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Udał się do garażu, gdzie odnalazł piłę spalinową. Otworzył jedną z szuflad regału z narzędziami. Sięgnął do wnętrza, odsunął stertę pordzewiałych śrub i nakrętek, po czym wydobył zwitek cienkiego, elastycznego drutu oraz dużą, grubą igłę.
Z kieszeni płaszcza wyjął telefon, wybrał numer i przyłożył aparat do ucha.
– Kiedy będziesz gotowy?
– Za kilka minut – zabrzęczało z głośniczka komórki.
Blefuje, pomyślał Gracz Pierwszy. To stary, doświadczony zawodnik. Tacy zawsze blefują. Wiedział, że rozmówca nie jest gotowy. Nie mógł jednak zdradzić zdenerwowania. Ta gra wymaga żelaznych nerwów.
– Ja również – odpowiedział Gracz Pierwszy.
Nastała chwilowa cisza. Walka na cierpliwość. Każdy z nich analizował wszystkie możliwości, wszelkie potencjalne scenariusze, każde słowo, które mogło paść teraz z ust przeciwnika.
– Po prostu zacznijmy o godzinie, którą ustaliliśmy wczoraj. Tak będzie najlepiej dla nas obu – zaproponował głos z aparatu.
– Dobrze. – Gracz Pierwszy przerwał połączenie i udał się do mieszkania.

***

Spiker w radiu rozpoczynał właśnie serwis informacyjny o dziesiątej rano, gdy czarny mercedes wjechał na teren opuszczonego magazynu hurtowni spożywczej. Niespełna dwie minuty później dołączyło do niego audi w kolorze dojrzałej wiśni. Gracz Pierwszy sięgnął po leżącą na fotelu pasażera torbę i wydobył z niej maskę.
Patrzył w lusterko wsteczne, manewrując głową tak, by w jego wąskiej tafli obejrzeć swój obecny wygląd. Gracz Pierwszy przepoczwarzył się w Czerwonego Jokera. Szeroki uśmiech i krwistej barwy romby namalowane na oczach skutecznie ukrywały rzeczywisty wygląd.
Siedzący w audi Gracz Drugi dał sygnał klaksonem, że jako Zielony Joker jest już gotowy.
Mężczyźni wysiedli z samochodów i stanęli naprzeciw siebie. Żaden z nich nie wyciągnął ręki na przywitanie. Spocona dłoń zbyt wiele mówiłaby o tym, jak mocni czują się w dzisiejszej grze. Czerwony Joker poczuł wielką ochotę na papierosa. Powstrzymał się jednak. Stres nie rozpłynąłby się w powietrzu wraz z dymem, a stałby się tylko widoczny dla przeciwnika.
– Zaczynajmy – odezwał się w końcu Zielony Joker.
Wsiedli do swoich aut i wtoczyli się niespiesznie do hali przez wjazd dla wózków widłowych.
Krupier już na nich czekał. Ubrany w modny, czarny garnitur, również skrywał twarz za maską. Była jednak inna od tych, które nosili Gracze. Nie miała zdobnych malunków ani pobrzękujących dzwoneczków. To również był Joker, jednak o twarzy pozbawionej uśmiechu i kolorów.
– Ustawcie samochody równolegle do siebie i wyjdźcie. Zawołam was, gdy wszystko będzie gotowe – rozkazał Krupier.

Czerwony Joker i Zielony Joker wyszli na zewnątrz. Każdy z nich zrobił po kilka kroków w przeciwnych kierunkach, po czym zastygli w bezruchu, odwróceni do siebie plecami. Wytężając zmysły, nasłuchiwali siebie nawzajem. Każdy ruch, każde jęknięcie, odchrząknięcie i kaszlnięcie mogło być dla przeciwnika informacją. Zastała niemal całkowita cisza. Dało się usłyszeć jedynie szumiący w drzewach wiatr i odgłosy krzątaniny Krupiera w budynku. Jeden, potem drugi trzask zamykanej klapy bagażnika zasygnalizowały, że człowiek w magazynie jest już w połowie przygotowań.
Czas zwolnił dla obu Graczy. Krupier odezwał się po dziesięciu minutach, które dla nich zdawały się godziną.
– Zapraszam – dał krótki sygnał.
Jokery – Czerwony i Zielony – weszli do środka i stanęli przy samochodach. Na betonowej podłodze leżało dziesięć płyt pilśniowych o wymiarach dwa i pół na półtora metra. Po pięć dla każdego. Na wszystkich odznaczał się kształt przykryty grubą, czarną foliową płachtą.
Krupier stał nieruchomo, trzymając dłonie za plecami.. Tylko oczy, widoczne przez otwory w masce przeskakiwały w zniecierpliwieniu z jednego Gracza na drugiego.
Najgłośniejszymi odgłosami stały się oddechy. Wszystko poza nimi zamilkło, a te stawały się coraz głośniejsze i szybsze. Po szyi Zielonego Jokera spłynęła kropla potu. Modlił się, by Czerwony jej nie dostrzegł.
Zielony przełknął ślinę i to już z pewnością nie umknęło uwadze przeciwnika.
Czerwony drgnął. Z nerwów kręciło mu się w głowie. Myśli opętało jedno pytanie: to prawdziwe zdenerwowanie czy blef? Czy Zielony ryzykowałby aż tak, by go zwieść?
– Podstawowa stawka to pięćset tysięcy euro. Dodatkowo mój zwierzchnik gwarantuje zwycięzcy bezpieczeństwo w razie wszczęcia śledztwa. Pobiera on jednak piętnaście procent ostatecznej puli. Mam nadzieję, panowie, że jesteście tego świadomi. Słucham propozycji, panowie – powiedział Krupier.
– Sześćset tysięcy – wypalił od razu Zielony.
– Przyjmuję – Czerwony Joker odpowiedział ze spokojem w głosie. Taka stawka była dla niego do przyjęcia.
Zielony Joker, mając twarz zwróconą prosto na przeciwnika, łypał wciąż na płyty leżące po stronie Czerwonego. Wpatrywał się w nie długo, porównywał rozmiary kształtów pod płachtami.
– Milion – powiedział w końcu. – Milion euro.
Czerwony Joker w lot zrozumiał, że to czysto taktyczne zagranie. Westchnął głośno, by pokazać Zielonemu Jokerowi strach, którego w rzeczywistości nie czuł. Napięcie rosło jednak z każdą sekundą, gdy myślał nad podniesieniem stawki. Krew napływała mu do głowy, stanął w lekkim rozkroku, obciążając równomiernie obie nogi, by nie zachwiać się pod wpływem emocji.
Stoi naprzeciw siebie dwóch najwytrwalszych graczy. Dwóch, którzy nigdy dotąd nie zakończyli żadnej partii porażką. Czas na ostateczne rozstrzygnięcie. Szczyt podium ma bowiem miejsce tylko dla jednej osoby.
– Życie – powiedział Czerwony Joker.
Zielony, wzorem Krupiera schował dłonie za sobą.
– Przyjmuję.
– Sprawdzam.
Krupier przeszedł na stronę Zielonego Jokera i szybkim ruchem zerwał płachtę z pierwszej płyty. Makabryczny widok nie wzruszył żadnego z trzech mężczyzn. Na płycie leżała kobieta, a właściwie dwie. Ich ciała były ucięte w pasie i zszyte ze sobą drutem. Szew wykonany był wprawnie. Równy, starannie obmyty z krwi.
Następnie podszedł do płyt Czerwonego i postąpił tak samo. Na pierwszej leżała jedynie podłużna sterta szmat uformowanych na kształt ludzkiego ciała. Zielony wyraźnie się rozluźnił. Wypuścił powietrze z płuc i lekko się zgarbił. Krupier zerwał płachtę z drugiej karty Czerwonego. Martwe, szeroko otwarte oczy brunetki z baru patrzyły gdzieś w przestrzeń. Na ustach tkwił niedokończony krzyk przerażenia. Dół damy stanowiła chuda kobieta o krótkich blond włosach.
Krupier naprzemiennie odkrywał po jednej karcie z obu stron. Gdy skończył, wszystko stało się jasne.
– Zielony Joker – wywołał Gracza Drugiego Krupier, otwartą dłonią wskazując płyty: cztery podwójne kobiety i dwóch podwójnych mężczyzn. – Para dam i para waletów – oznajmił.
Następnie zwrócił się w stronę kart Czerwonego. Podobnym gestem wskazał zwłoki uczestniczek wieczoru panieńskiego z klubu Kometa.
– Czerwony Joker: Trójka dam. Silniejszy układ kart, Czerwony Joker wygrywa.
To, co nastąpiło po ogłoszeniu wyniku, było dla Krupiera tak oczywiste, że sięgnął po broń schowaną za klapą marynarki, zanim Gracz Drugi zdążył wystartować. Zielony Joker rzucił się do ucieczki. Zrobił kilka błyskawicznych kroków, po czym padł na podłogę. Na jego plecach wykwitła czerwona plama. Plastikowa twarz Jokera potoczyła się po podłodze, brzęcząc srebrnymi dzwoneczkami.
Czerwony Joker bez słowa wyszedł na zewnątrz i upewniwszy się, że znikł z pola widzenia Krupiera, szybkim ruchem zdjął maskę. Otarł rękawem ociekającą potem twarz, zachłannie łykając powietrze. Oparł się dłonią o ścianę. Dopiero teraz poczuł naprawdę silne zawroty głowy.
Gdy wrócił do budynku, Krupier kończył wrzucać zwłoki do samochodu Zielonego Jokera. Wsiadł za kierownicę, odpalił silnik i zawrócił autem tak, by stało gotowe do wyjazdu. Wolno podjechał do stojącego przy wejściu Czerwonego. Opuścił szybę i wystawił w jego stronę dłoń trzymającą czek upoważniający do poboru gotówki z konta Gracza Drugiego.
– Gratuluję, Czerwony Jokerze. Kwota wypisana na czeku to wartość pańskiej wygranej po odliczeniu piętnastu procent. – Zamilkł na krótką chwilę, po czym dodał, patrząc na rozbujane wiatrem brzozy – To fascynujące, nie sądzi pan? Zebranie większej liczby pasujących do siebie kart nie zawsze idzie w parze z ich siłą.
Krupier odjechał, nie czekając na odpowiedź i zostawiając Gracza Pierwszego samego.
Wraz z rykiem silnika, odezwało się samochodowe radio. Gracz Pierwszy nawet nie zwrócił uwagi, którą godzinę rozpoczął serwis informacyjny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz