Długo się zastanawiałem, czy opowiadanie to umieścić w konwencji gore - opisać szczegółowo krwawą scenę, jednocześnie wyjaśniając wszystko w połowie historii, czy może scenę tę jedynie zasygnalizować, a zyskać w ten sposób pole do budowania napięcia. Wybrałem to drugie, mam nadzieję, że słusznie. Zapraszam.
Spiker w radiu rozpoczynał
właśnie serwis informacyjny o dwudziestej drugiej, kiedy Gracz
Pierwszy zatrzymał swoje auto na parkingu klubu Kometa. Wraz z
rzężeniem silnika umilkło radio. Wysiadł z samochodu i nie
zamykając go na kluczyk, ruszył do wejścia lokalu.
Wnętrze było ciemne i duszne.
Pachniało pizzą, a nad głowami gości snuły się gęste chmury
papierosowego dymu. Bar zlokalizował bez trudu, wystarczyło podążyć
w kierunku blasku oświetlających go kolorowych lampek. Usiadł na
wysokim krześle i zastygł na dłuższą chwilę, aż kelnerka
podeszła i spytała, co podać.
– Wystarczy kawa –
odpowiedział głosem, który rozproszył dreszcz po całym ciele
dziewczyny. Gracz Pierwszy wpatrywał się w nią ze skupieniem.
Wodził wzrokiem po twarzy, ramionach, głębokim dekolcie.
Spojrzenie hipnotyzowało i przerażało dziewczynę. Poczuła lęk,
jednak coś kazało jej strać nieruchomo i czekać aż mężczyzna
skończy oględziny.
W końcu spuścił wzrok i zaczął
wpatrywać się w blat baru. Zmarszczył czoło, jakby intensywnie
nad czymś rozmyślał. Kelnerka przyniosła kawę i pospiesznie
ewakuowała się z pola widzenia podejrzanego typa.
Gracz Pierwszy pił spokojnie,
zaledwie raz na kilka minut sięgając po filiżankę i ujmując jej
ledwie zauważalną ilość płynu. Obserwująca go z zaplecza
kelnerka odniosła jednak wrażenie, że choć kawę pije powolnie,
to w rzeczywistości bardzo się niecierpliwi. Obserwowała go,
intuicyjnie czując, że to twarz, którą warto zapamiętać. Takie
oblicza, jak jego, straszą z listów gończych w drukowanych na
pochodzącym z recyklingu papierze magazynach detektywistycznych.
Podkrążone oczy, siwe włosy, uciekające ze skroni, worki pod
oczami. I to spojrzenie. Spojrzenie człowieka umęczonego własną
paranoją. Wewnętrzną tragedią, która mimo starań właściciela,
krzyczy całemu światu „pomóżcie, coś jest nie tak”.
– Halo, pani barmanko! – tuż
nad uchem wydarła się Graczowi Pierwszemu roześmiana, wyraźnie
wstawiona dziewczyna o bujnych, kręconych włosach. – Jeszcze
kolejkę dla mnie i dziewczyn, dobra? Jeszcze raz martini!
Dziewczyna za barem dziarsko
kiwnęła głową i przystąpiła do napełniania kieliszków.
Wiedziała, że mężczyzna znów przeszywa ją wzrokiem. Z trudem
opanowała drżenie ręki, w której trzymała butelkę. Odetchnęła
z ulgą, kiedy Gracz Pierwszy przeniósł swoje zainteresowanie na
rozszczebiotaną imprezowiczkę.
– Witam pana! – dziewczyna
zamawiająca drinki wrzasnęła mu prosto w ucho, prezentując taki
entuzjazm, że wydawało się, jakby spotkała dawno nie widzianego
znajomego.
Gracz Pierwszy nie odezwał się.
Spojrzał na nią i zastygł. W ruchu zostały tylko gałki oczne,
lustrujące dziewczynę tak, jak tę za barem. Dostrzegając jego
zainteresowanie, uśmiechnęła się zalotnie. Ze stojaka przy
nalewaku wyciągnęła słomkę i zaczęła gryźć ją, obdarzając
mężczyznę flirciarskim spojrzeniem. Drugą rękę oparła o bar i
zaczęła nawijać ciemne, lśniące loki na palce.
Nieznajomy coraz szerzej otwierał
oczy. W jego spojrzeniu była ekscytacja, zaciekawienie. Było też
coś, co mówiło „znalazłem!”.
– Mogłaby pani być moją damą
– powiedział w końcu.
Brunetka roześmiała się głośno,
rozbawiona staromodnym słownictwem.
– Damą? To zależy, mości
rycerzu... – Z wdziękiem odrzuciła burzę loków do tyłu,
odsłaniając ramiona.
– Od czego?
Nachyliła się tak, że biust
omal nie wysunął się z kusej bluzki na ramiączkach i szepnęła
Graczowi Pierwszemu do ucha:
– Od tego, czy twój rumak jest
wystarczająco silny, by mnie unieść. – Oparła dłoń na udzie
mężczyzny.
Gracz Pierwszy skrzywił się
lekko. Na tyle, by okazać zażenowanie nachalnym flirtem, a
jednocześnie nie spłoszyć brunetki. Dziewczyna cofnęła rękę,
jednak nie odeszła.
– Mamy wieczór panieński mojej
dobrej znajomej. Siedzimy już tu jakiś czas i muszę przyznać, że
damskie towarzystwo zaczyna mnie nudzić. Może zechciałbyś się
przyłączyć? – Dziewczyna bez ceregieli przeszła na „ty”.
Mężczyzna drgnął nieznacznie
usłyszawszy zaproszenie. Nabrał powietrza i szybko wypuścił.
Zdradzał niemałe podekscytowanie, co brunetka uznała za seksualne
podniecenie.
– A koleżanki? Nie będą miały
nic przeciwko?
– Wręcz przeciwnie! To wieczór
panieński! Towarzystwo tak przystojnego mężczyzny będzie świetną
atrakcją.
Kąciki ust Gracza Pierwszego
uniosły się ledwie zauważalnie. Wszystko idzie tak gładko.
Musiały już sporo wypić, skoro ta młoda kobieta uważa go za
przystojnego.
– Zaniosę wasze drinki –
zaoferował się.
– Dziękuję – odpowiedziała
dziewczyna i odwróciła się do niego plecami, przecierając szlak
do właściwego stolika.
– Na mój rachunek – rzucił
barmance, odchodząc.
Brunetka odwróciła się.
Wszystko idzie tak gładko.
Podążył za nią. Rzucił okiem
na trzymaną w lewym ręku tacę. Sześć kieliszków.
Sześć dziewcząt.
Oby wystarczyło.
Prawą dłoń wsunął do kieszeni
spodni i namacał odpowiednią ilość maleńkich kapsułek. Wyjął
garść. Wprawnymi ruchami otwierał je i wsypywał zawartość do
drinków. Schował resztki i spojrzał na zegarek.
Gdy oboje dotarli do stolika,
proszek w kieliszkach przestał już musować. Dziewczyna dostawiła
krzesło i skinieniem ręki zachęciła, by usiadł. Jej towarzyszki
przyjęły gościa z entuzjazmem. Każda wzięła swojego drinka i
wzniosły toast.
– A ty? Nie napijesz się z nami
– spytała szczupła, ostrzyżona na krótko blondynka o krwiście
czerwonych ustach.
– Nie piję alkoholu. Zadowolę
się kawą – skłamał.
– Dziewczyny, to prawdziwy
dżentelmen! Przy barze nazwał mnie damą! – Brunetka wzięła się
pod boki, przybrała pozę sugerującą dumę.
– No proszę – podekscytowała
się jedna z kobiet. – Ze świecą szukać dzisiaj takich
romantyków. Dzisiaj wszystkie możemy być twoimi damami. –
Puściła do niego oko.
– Bardzo bym chciał. Bardzo.
Gracz Pierwszy wypowiadał się
oszczędnie, lakonicznie odpowiadał na pytania. Jego tajemniczość
była dla wstawionych imprezowiczek intrygująca. Co chwila patrzył
dyskretnie na zegarek. Rozmawiali dokładnie piętnaście minut.
– Ten lokal jest nudny. Zbyt
dużo tu dzieciaków, znam ciekawsze miejsce. Co powiecie na małą
wycieczkę?
Dziewczęta, wyraźnie
zaciekawione, popatrzyły po sobie.
– Czemu nie – odpowiedziała
brunetka.
– W samochodzie będzie odrobinę
ciasno, ale myślę, że jakoś się zmieścimy. Zresztą, to
niedaleko. – Wstał, zachęcając tym samym do wyjścia.
Po przejechaniu niespełna
kilometra wszystkie były już nieprzytomne.
***
Gracz Pierwszy wniósł ostatnią
dziewczynę do mieszkania i położył na podłodze obok pozostałych.
Wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Udał się do
garażu, gdzie odnalazł piłę spalinową. Otworzył jedną z
szuflad regału z narzędziami. Sięgnął do wnętrza, odsunął
stertę pordzewiałych śrub i nakrętek, po czym wydobył zwitek
cienkiego, elastycznego drutu oraz dużą, grubą igłę.
Z kieszeni płaszcza wyjął
telefon, wybrał numer i przyłożył aparat do ucha.
– Kiedy będziesz gotowy?
– Za kilka minut – zabrzęczało
z głośniczka komórki.
Blefuje, pomyślał Gracz
Pierwszy. To stary, doświadczony zawodnik. Tacy zawsze blefują.
Wiedział, że rozmówca nie jest gotowy. Nie mógł jednak zdradzić
zdenerwowania. Ta gra wymaga żelaznych nerwów.
– Ja również – odpowiedział
Gracz Pierwszy.
Nastała chwilowa cisza. Walka na
cierpliwość. Każdy z nich analizował wszystkie możliwości,
wszelkie potencjalne scenariusze, każde słowo, które mogło paść
teraz z ust przeciwnika.
– Po prostu zacznijmy o
godzinie, którą ustaliliśmy wczoraj. Tak będzie najlepiej dla nas
obu – zaproponował głos z aparatu.
– Dobrze. – Gracz Pierwszy
przerwał połączenie i udał się do mieszkania.
***
Spiker w radiu rozpoczynał
właśnie serwis informacyjny o dziesiątej rano, gdy czarny mercedes
wjechał na teren opuszczonego magazynu hurtowni spożywczej.
Niespełna dwie minuty później dołączyło do niego audi w kolorze
dojrzałej wiśni. Gracz Pierwszy sięgnął po leżącą na fotelu
pasażera torbę i wydobył z niej maskę.
Patrzył w lusterko wsteczne,
manewrując głową tak, by w jego wąskiej tafli obejrzeć swój
obecny wygląd. Gracz Pierwszy przepoczwarzył się w Czerwonego
Jokera. Szeroki uśmiech i krwistej barwy romby namalowane na oczach
skutecznie ukrywały rzeczywisty wygląd.
Siedzący w audi Gracz Drugi dał
sygnał klaksonem, że jako Zielony Joker jest już gotowy.
Mężczyźni wysiedli z samochodów i
stanęli naprzeciw siebie. Żaden z nich nie wyciągnął ręki na
przywitanie. Spocona dłoń zbyt wiele mówiłaby o tym, jak mocni
czują się w dzisiejszej grze. Czerwony Joker poczuł wielką ochotę
na papierosa. Powstrzymał się jednak. Stres nie rozpłynąłby się
w powietrzu wraz z dymem, a stałby się tylko widoczny dla
przeciwnika.
– Zaczynajmy – odezwał się w
końcu Zielony Joker.
Wsiedli do swoich aut i wtoczyli
się niespiesznie do hali przez wjazd dla wózków widłowych.
Krupier już na nich czekał.
Ubrany w modny, czarny garnitur, również skrywał twarz za maską.
Była jednak inna od tych, które nosili Gracze. Nie miała zdobnych
malunków ani pobrzękujących dzwoneczków. To również był Joker,
jednak o twarzy pozbawionej uśmiechu i kolorów.
– Ustawcie samochody równolegle
do siebie i wyjdźcie. Zawołam was, gdy wszystko będzie gotowe –
rozkazał Krupier.
Czerwony Joker i Zielony Joker
wyszli na zewnątrz. Każdy z nich zrobił po kilka kroków w
przeciwnych kierunkach, po czym zastygli w bezruchu, odwróceni do
siebie plecami. Wytężając zmysły, nasłuchiwali siebie nawzajem.
Każdy ruch, każde jęknięcie, odchrząknięcie i kaszlnięcie
mogło być dla przeciwnika informacją. Zastała niemal całkowita
cisza. Dało się usłyszeć jedynie szumiący w drzewach wiatr i
odgłosy krzątaniny Krupiera w budynku. Jeden, potem drugi trzask
zamykanej klapy bagażnika zasygnalizowały, że człowiek w
magazynie jest już w połowie przygotowań.
Czas zwolnił dla obu Graczy.
Krupier odezwał się po dziesięciu minutach, które dla nich
zdawały się godziną.
– Zapraszam – dał krótki
sygnał.
Jokery – Czerwony i Zielony –
weszli do środka i stanęli przy samochodach. Na betonowej podłodze
leżało dziesięć płyt pilśniowych o wymiarach dwa i pół na
półtora metra. Po pięć dla każdego. Na wszystkich odznaczał się
kształt przykryty grubą, czarną foliową płachtą.
Krupier stał nieruchomo,
trzymając dłonie za plecami.. Tylko oczy, widoczne przez otwory w
masce przeskakiwały w zniecierpliwieniu z jednego Gracza na
drugiego.
Najgłośniejszymi odgłosami
stały się oddechy. Wszystko poza nimi zamilkło, a te stawały się
coraz głośniejsze i szybsze. Po szyi Zielonego Jokera spłynęła
kropla potu. Modlił się, by Czerwony jej nie dostrzegł.
Zielony przełknął ślinę i to
już z pewnością nie umknęło uwadze przeciwnika.
Czerwony drgnął. Z nerwów
kręciło mu się w głowie. Myśli opętało jedno pytanie: to
prawdziwe zdenerwowanie czy blef? Czy Zielony ryzykowałby aż tak,
by go zwieść?
– Podstawowa stawka to pięćset
tysięcy euro. Dodatkowo mój zwierzchnik gwarantuje zwycięzcy
bezpieczeństwo w razie wszczęcia śledztwa. Pobiera on jednak
piętnaście procent ostatecznej puli. Mam nadzieję, panowie, że
jesteście tego świadomi. Słucham propozycji, panowie –
powiedział Krupier.
– Sześćset tysięcy –
wypalił od razu Zielony.
– Przyjmuję – Czerwony Joker
odpowiedział ze spokojem w głosie. Taka stawka była dla niego do
przyjęcia.
Zielony Joker, mając twarz
zwróconą prosto na przeciwnika, łypał wciąż na płyty leżące
po stronie Czerwonego. Wpatrywał się w nie długo, porównywał
rozmiary kształtów pod płachtami.
– Milion – powiedział w
końcu. – Milion euro.
Czerwony Joker w lot zrozumiał,
że to czysto taktyczne zagranie. Westchnął głośno, by pokazać
Zielonemu Jokerowi strach, którego w rzeczywistości nie czuł.
Napięcie rosło jednak z każdą sekundą, gdy myślał nad
podniesieniem stawki. Krew napływała mu do głowy, stanął w
lekkim rozkroku, obciążając równomiernie obie nogi, by nie
zachwiać się pod wpływem emocji.
Stoi naprzeciw siebie dwóch
najwytrwalszych graczy. Dwóch, którzy nigdy dotąd nie zakończyli
żadnej partii porażką. Czas na ostateczne rozstrzygnięcie. Szczyt
podium ma bowiem miejsce tylko dla jednej osoby.
– Życie – powiedział
Czerwony Joker.
Zielony, wzorem Krupiera schował
dłonie za sobą.
– Przyjmuję.
– Sprawdzam.
Krupier przeszedł na stronę
Zielonego Jokera i szybkim ruchem zerwał płachtę z pierwszej
płyty. Makabryczny widok nie wzruszył żadnego z trzech mężczyzn.
Na płycie leżała kobieta, a właściwie dwie. Ich ciała były
ucięte w pasie i zszyte ze sobą drutem. Szew wykonany był
wprawnie. Równy, starannie obmyty z krwi.
Następnie podszedł do płyt
Czerwonego i postąpił tak samo. Na pierwszej leżała jedynie
podłużna sterta szmat uformowanych na kształt ludzkiego ciała.
Zielony wyraźnie się rozluźnił. Wypuścił powietrze z płuc i
lekko się zgarbił. Krupier zerwał płachtę z drugiej karty
Czerwonego. Martwe, szeroko otwarte oczy brunetki z baru patrzyły
gdzieś w przestrzeń. Na ustach tkwił niedokończony krzyk
przerażenia. Dół damy stanowiła chuda kobieta o krótkich blond
włosach.
Krupier naprzemiennie odkrywał po
jednej karcie z obu stron. Gdy skończył, wszystko stało się
jasne.
– Zielony Joker – wywołał
Gracza Drugiego Krupier, otwartą dłonią wskazując płyty: cztery
podwójne kobiety i dwóch podwójnych mężczyzn. – Para dam i
para waletów – oznajmił.
Następnie zwrócił się w stronę
kart Czerwonego. Podobnym gestem wskazał zwłoki uczestniczek
wieczoru panieńskiego z klubu Kometa.
– Czerwony Joker: Trójka dam.
Silniejszy układ kart, Czerwony Joker wygrywa.
To, co nastąpiło po ogłoszeniu
wyniku, było dla Krupiera tak oczywiste, że sięgnął po broń
schowaną za klapą marynarki, zanim Gracz Drugi zdążył
wystartować. Zielony Joker rzucił się do ucieczki. Zrobił kilka
błyskawicznych kroków, po czym padł na podłogę. Na jego plecach
wykwitła czerwona plama. Plastikowa twarz Jokera potoczyła się po
podłodze, brzęcząc srebrnymi dzwoneczkami.
Czerwony Joker bez słowa wyszedł
na zewnątrz i upewniwszy się, że znikł z pola widzenia Krupiera,
szybkim ruchem zdjął maskę. Otarł rękawem ociekającą potem
twarz, zachłannie łykając powietrze. Oparł się dłonią o
ścianę. Dopiero teraz poczuł naprawdę silne zawroty głowy.
Gdy wrócił do budynku, Krupier
kończył wrzucać zwłoki do samochodu Zielonego Jokera. Wsiadł za
kierownicę, odpalił silnik i zawrócił autem tak, by stało gotowe
do wyjazdu. Wolno podjechał do stojącego przy wejściu Czerwonego.
Opuścił szybę i wystawił w jego stronę dłoń trzymającą czek
upoważniający do poboru gotówki z konta Gracza Drugiego.
– Gratuluję, Czerwony Jokerze.
Kwota wypisana na czeku to wartość pańskiej wygranej po odliczeniu
piętnastu procent. – Zamilkł na krótką chwilę, po czym dodał,
patrząc na rozbujane wiatrem brzozy – To fascynujące, nie sądzi
pan? Zebranie większej liczby pasujących do siebie kart nie zawsze
idzie w parze z ich siłą.
Krupier odjechał, nie czekając
na odpowiedź i zostawiając Gracza Pierwszego samego.
Wraz z rykiem silnika, odezwało
się samochodowe radio. Gracz Pierwszy nawet nie zwrócił uwagi,
którą godzinę rozpoczął serwis informacyjny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz