Na Johna Eversona trafiłem zupełnie
przypadkiem, kiedy w czasie studiów, zamiast siedzieć na zajęciach,
włóczyłem się po lubelskich kiermaszach z tanimi książkami.
Moją uwagę przykuł wtedy seksowny tyłek z okładki Ofiary.
Zamieszczone na niej obiecanki o
„mrocznej erotyce i krwawej grozie” mówiły mi „bierz, Morydz,
będzie fajnie!”. Niby dostałem to, czego chciałem, ale jednak
zostało mi to podane w nieco żenującej formie... Naciągana jak za
małe majtki na grubej babie fabuła stworzona chyba tylko po to, by
stanowić nośnik dla bzdurnych scen mordów i seksu. Choć
może nie powinienem oceniać autora po jednej książce, Everson
skutecznie mnie do siebie zniechęcił. Dlatego lata później, idąc
do kasy z Igłami i grzechami
byłem raczej sceptycznie nastawiony. No, ale znów udało mi się
dorwać przecenioną książkę, a na to jestem podatny – za pół
ceny wezmę byle gówno, na wszelki wypadek :P

Absolutny
killery w tym zbiorze to dla mnie: Char-Lee,
Krwawe róże i
Stworzeni dla siebie.
Pierwszy z tych tekstów urzekł mnie filmowym klimatem – idealnie
nadawałby się do zaadaptowania na ekran. Poza to prosta, konkretna
historia bez jakichś filozoficznych wynurzeń – po prostu kawał
dobrego horroru, do tego z zaskakującym zakończeniem. Krwawe
róże to cudowne połączenie
klimatu grozy i pewnego rodzaju romantyzmu. Coś takiego chciałbym
umieć napisać! Stworzeni dla siebie...
ja pierniczę, co za pomysł! Tak absurdalny, że aż genialny!
Olewanie zdrowego rozsądku w horrorze to coś, co lubię :D Celowo
wychwalam ulubione opowiadania, nie mówiąc ani słowa o fabułach –
mam nadzieję, że w ten sposób zaintryguję tych, którzy Igieł
i grzechów jeszcze nie znają.
W
skład zbioru wchodzi też seria opowiadań zespolonych tematyką i
chronologią, nosząca osobny tytuł Miłość, lina, seks
i krzyki: Cyrk w pięciu aktach.
Poznajemy tu różne perypetie pracowników cyrku, a wszystko to
podane jest w wystarczająco makabryczny, ale jednocześnie dość
ckliwy sposób. Zwłaszcza ostatnie opowiadanie z tego cyklu brzmi
bardzo nostalgicznie. Choć ogólnie część o cyrku dupy nie urywa,
to czyta się miło, lubię taki klimat w horrorach.
Nie
pozostaje mi nic innego, jak gorąco zachęcić do poznania Igieł
i grzechów. Namawiam zwłaszcza
tych, którzy, podobnie jak ja, zawiedli się na Ofierze.
A
skoro o Ofierze mowa –
myślę, że jeszcze do niej wrócę. Może przy drugim przeczytaniu
bardziej ją docenię. Chciałbym.
nie słyszałem jeszcze o tej książce, ale... przez chwilę napatrzyłem się na okładkę i pewnie zapamiętam. a jak gdzieś trafię, to przeczytam chętnie.
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco! Wszędzie jest jej pełno, co jest oczywiście dobre, ale i smutne zarazem, bo najczęściej widuję ją na wolnostojących stoiskach w centrach handlowych, tanich księgarniach i innych miejscach, gdzie za grosze można kupić to, co nie cieszyło się zainteresowaniem, gdy książka była nową pozycją na rynku. Sam właśnie w takim miejscu ją kupiłem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, dzięki za odwiedziny!