The Borderlands (2013)
– kolejny found footage...
Pewnie bym do niego nie zajrzał, gdyby nie to, że do filmu
zasiedliśmy z Fitełem, a oglądając wspólnie filmy, raczej nie
wybrzydzamy. Szału się nie spodziewałem i szału nie było.

Film
nudny, nieciekawy, nieoryginalny. Również nie beznadziejny –
idealnie wpisuje się w nijakość powstających obecnie FF. Do tego
momentami niezrozumiały. Kompletnie nie zrozumiałem końcówki.
Żeby złośliwie zaspoilerować, powiem, że chodzi mi o sytuację z
kwasem. Skąd to się, kurde, wzięło?
Jako
że o samym filmie nic rzeczowego więcej powiedzieć się nie da,
wpis będzie raczej na temat sytuacji z filmami typu FF. Niech mi
ktoś powie, po co takie filmy się jeszcze w ogóle kręci?
Muszę
to przyznać – kiedy w kinach pojawił się Blair
witch project,
konwencja ta była dla horroru objawieniem. To było coś nowego,
oryginalnego. Coś, co dawało złudzenie, że w filmowym horrorze
można straszyć widza inaczej, niż do tej pory. Do tego wrażenie
potęgowała ta otoczka prawdziwości. Z pewnością większości z
nas choć na chwilę przyszło do głowy „a może jednak to
rzeczywiście jest autentyczne nagranie?”.
FF,
choć w istocie u swoich początków było rewolucją, to niestety
też było formułą, która – moim zdaniem – już po pierwszym
tego rodzaju filmie uległa wyczerpaniu. Bo jeśli ktoś dałby się
po raz drugi nabrać na to samo i uwierzyć, że REC
czy
Grave encounters
to autentyczne nagrania, to po prostu byłby idiotą. Można rozwijać
konwencję, bawić się formułą, tworząc różne VHS-y,
ale kluczowy czynnik – czynnik autentyczności – na zawsze został
utracony.
Jasne
jest, że twórcy już nawet nie biorą pod uwagę tego, że ktoś
mógłby się nabrać na tę pozorną autentyczność. Tak samo
jasne, że widz sięga obecnie po FF z innych powodów, traktując tę
formułę po prostu jako kolejny gatunek horroru, lecz jaki jest w
tym sens? Kto się ma tu przestraszyć czegokolwiek innego niż
wyrywających z uśpienia jump-scenek?
Jedno
w tym wszystkim jest dobre – twórcy FF zdają sobie po części
sprawę z daremności podejmowanych prób straszenia widza i starają
się nie męczyć go zbyt długo. Przeciętny FF trwa zaledwie
godzinę i kilkanaście minut – to zazwyczaj i tak za dużo.
Jeśli
natomiast chodzi o podsumowanie dla The
Borderlands,
to polecam tylko jeśli, tak jak ja i Fiteł, potrzebowaliście filmu
tylko po to, by na niego popatrzeć i nie liczyliście na cokolwiek
atrakcyjnego. Film ma kozacki plakat, ale nic ponad to...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz