Czytając urzekające „fachowością”
werdykty internautów na temat filmów grozy wciąż spotykam się z
następującym schematem oceny: syf, nuda, dno i dwa metry
mułu, szmira, tandeta, beznadzieja...ale mam taki zajebisty
sentyment z dzieciństwa, jako dziecko robiłem w portki jak to
oglądałem! Ale generalnie to syf, gówno, nuda...
Ile razy czytam takie mądrości, przez
myśl przelatują mi dziesiątki wspomnień z dzieciństwa. Chcąc
nie chcąc wychodzi mi na to, że również zaliczam się do grupy
„sentymentalistów”. To, co kiedyś przyprawiało mnie o lęk,
nawet o płacz – dziś stanowi źródło i siłę napędową mojej
fascynacji grozą.
Co pamiętam z dzieciństwa?
Pamiętam, jak często nocował u mnie
kuzyn, a że był o jakieś osiem lat starszy, cieszył się
przywilejem oglądania z moimi rodzicami telewizji do późna.
Zazdrościłem mu niesamowicie, ale tylko dla zasady, bowiem podczas
gdy on oglądał w pokoju obok Laleczkę Chucky, ja wciskałem
zapłakany łeb pod poduszkę za każdym razem, gdy przez ścianę
słyszałem śmiech Chucky'ego. W końcu poszedłem poprosić, by
ściszyli nieco te okropne dźwięki. Choć wcale nie miałem na to
ochoty, zerknąłem na telewizor a tam lalka z uśmiechem na krzywej
mordzie dusiłą faceta plastikowym workiem. Zaowocowało to w ten
sposób, że dzisiaj to jedna z moich ulubionych postaci.
Rodzice zostawili małego Łukasza w
domu. Samego, na chwilę. Nie pamiętam już, po co, ale
najważniejsze, że miałem chwilę bez nadzoru! W końcu mogłem zaspokoić
ciekawość, zobaczyć, co takiego trzymają na tajemniczych VHS-ach.
Rambo. Szklana pułapka. Kolejna kaseta, nieprzewinięta, obraz
włączył się w środku filmu i...o ja cię, para kochanków gzi się
wśród jakichś pełzających glutów. Szperam po wielu latach w
necie w poszukiwaniu zapamiętanych z dzieciństwa obrazów. Jest!
Ślimaki!
Łukasz był już trochę starszy,
właściwie był już mężczyzną. Gdzieś w okresie nauczania
początkowego. Rodzice z ciotkami grillowali na dworze, ja i moje
rodzeństwo cioteczne w mroku nie widzieliśmy już piłki, więc
zasiadamy przed telewizorem. To były czasy, kiedy upowszechniała się
telewizja satelitarna, więc do dyspozycji mieliśmy późnowieczorny
program kilkunastu kanałów. Gołe panie średnio nas interesowały,
więc stanęło na kanale przedstawiającym różową breję cieknącą
złowrogo i formującą się w dziwny humanoidalny twór. Oglądałem
dalej i dotarło do mnie, że ten potwór już mnie kiedyś nawiedził.
Chucky po raz drugi!
W końcu nadeszły czasy, kiedy rodzice
zmniejszyli swoje obawy związane z moim dostępem do kaset video.
Edukowała mnie wtedy wypożyczalnia moich sąsiadów (mały Łukasz
wpadał w furię, kiedy nie mógł dostać do domu kasety w pudełku
z okładką). Poznałem Gremliny i Crittersów. Po kilkunastu latach
z uporem odnajdywałem z czeluściach Internetu tytuły zapamiętane
z tego okresu. Również z pogranicza lub spoza umiłowanego gatunku.
Odnalazłem ukochane wówczas Wojownicze dinozaury i dziwadło o
fioletowym, kudłatym monstrum, któremu z rogu na czole wyskakiwały
nutki sprawiające, że ludzie znikali. Nazywało się to Purpurowy
pożeracz ludzi. Do dziś nie mogę jednak rozszyfrować, cóż to
był za film, w którym dzieciak opiekował się małym, piszczącym
kosmitą o wielkiej, łysej głowie i ogromnych, odstających uszach.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie! Powiedzcie mi co to było, bo
mam niekompletne wspomnienia i ubolewam nad tym!

Wtedy, gdy miałem jeszcze do nich
dostęp, niemal uczyłem się na pamięć tych budzących niepokój
ilustracji. Po dziś dzień, kiedy trafiam na jakiś film z tej
epoki, nachodzi mnie myśl: łał, jako szczeniak widziałem to w CPV! Freddy, Scanner Cop, Chucky, Obcy, Cenobici, Crittersi – oni
wszyscy tam byli.
Może i to wszystko dzisiaj
rzeczywiście jest szmirą, tandetą i beznadzieją. Z perspektywy
czasu są podstawy do wydawania takich osądów. Ale pomyślmy –
nawet już ten sentyment odkładając na bok – czy jest sens
ujmować tym produkcjom atrakcyjności z powodu archaiczności
technik, z pomocą których powstawały? To nie film się starzeje, a
jedynie narzędzia ustępują nowocześniejszym. Czy Freddy z
remake'u Koszmaru jest w czymś lepszy od pierwowzoru? Akurat tu
uważam, że wręcz przeciwnie. Co z tego, że ten nowy ma bardziej
realistyczne oparzenia, skoro nie ma charakteru?
Zastanawiam się, co z sentymentem
wspominać będą przyszli fani horroru, których dzieciństwo
przypada na czas obecny. Co za piętnaście – dwadzieścia lat z
nostalgią będą wspominać, doceniać charakter a wybaczać
niedoskonałości? Już teraz widzę, jak dzieciaki fascynują się
Piłą, Oszukać przeznaczenie, Hostelem. Nie rozumiem tego, ale za
to one nigdy nie zrozumieją mojej wielkiej sympatii do gumowych
potworów z kisielem na paszczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz