Satanizm dzieli się
na dwa prądy: intelektualny, wykorzystujący postać Szatana jako
symbol najcenniejszych cech ludzkich oraz drugi – robiący show z
potajemnych spotkań, gloryfikacji przemocy i szokowania image'm.
Moje skojarzenia co do pierwszego to: La Vey – twórca i propagator
oraz Roman Kostrzewski z KAT-a, potrafiący swoją gadką naprawdę
przekonać. Druga odmiana satanizmu kojarzy mi się natomiast z
miejscem, które znajdowało się w lesie niedaleko mojego domu. Na
ścianie nabazgrany był wielki anioł z zakrwawionym mieczem a obok
wypisane biblijnym językiem jakieś bzdety o Szatanie. Z takim
właśnie satanizmem zetknąłem się, czytając pewną książkę
wypatrzoną na jednym z blogów.

Do rzeczy. W
skrócie (bo i nie ma się za bardzo nad czym rozwodzić) fabuła
wygląda następująco: pewien chłopak z Niemczech pod naciskiem
kolegi trafia do satanistycznej sekty. Całość stanowią jego
przygody, rozważania i żale, iż dołączając do tych psychopatów
zrobił źle, że ojojoj.
Jedni
modlą się do obrazów, inni do ściany, tu natomiast mamy
towarzystwo modlące się do nie-wiadomo-czego pod kryptonimem
„Szatan”. Zaangażowani są w te modlitwy tak, że aż śmiech
bierze, iż można posuwać się do mordów i zjadania narządów w
imię tak idiotycznych celów. A jakie są cele tego rodzaju
„satanistów”, każdy z grubsza wie. Być złym, bardzo złym a w
dodatku jeszcze złym. Jestem w stanie uwierzyć w istnienie
satanizmu intelektualnego. Ta filozofia trzyma się kupy, rzekłbym
nawet, że bliższa jest naturze ludzkiej niż wszelkie inne znane mi
wyznania. Jednak nie mogę jakoś dać wiary, że równie
zdyscyplinowaną sieć mogą tworzyć osobniki, których poczynania
kojarzą mi się jedynie ze słuchającymi metalu chuliganami,
którymi w ramach edukacji (indoktrynacji) wycierają sobie gęby
katecheci na lekcjach religii. Jakieś zebrania, szkolenia,
delegacje...wszystko po to, by umieć rozpruć owcę i zjeść jej
wnętrzności. Czy coś takiego naprawdę ma miejsce? Po prostu nie
wierzę. Choć wydawca Ucieczki z piekła
robi, co może, bym uwierzył, to jakoś nie mogę. Książka
sprawia wrażenie jakiejś profilaktycznej historyjki do kserowania
uczniom na religii ku przestrodze.
Teraz
o wartościach Ucieczki
jako powieści: jest cholernie nudna. Nie wciąga kompletnie,
historia bohatera jest niezajmująca i opisana w sposób nie
wzbudzający emocji w czytelniku. To poważna wada, bo idzie przecież
o czyjś los. O psychikę i przyszłość młodego chłopaka, o jego
bezpieczeństwo a nawet życie. W takim wypadku oddziaływanie na
emocje czytelnika, wzbudzenie współczucia i strachu powinno być
chyba głównym celem. Oczywiście jeśliby przyjąć jej treść za
opis faktycznych wydarzeń, to mój zarzut jest bezpodstawny, bo
przecież było jak było i tak w książce musi stać. Ośmielę się
jednak traktować tę historię jako hipotetyczną, spisaną w celach
dydaktycznych. A jako takiej mogę się już czepiać.
Może
się mylę. Może to ze mną jest coś nie tak, horrory znieczuliły
mnie i odebrały empatię. A może po prostu Ucieczka z
piekła jest zwyczajnie kiepskim
czytadłem. Póki nic mnie nie utwierdziło, że jest inaczej, moje
zdanie będzie właśnie takie.
haha gratuluję dotrwania do końca:) mówiłam, że wydaje się totalnie nierealne?;)
OdpowiedzUsuńA jednak mi się udało. Ale nie było łatwo, przyznaję. Tym bardziej, że czytałem z komputera, więc tym bardziej mnie ta książka wymęczyła. No, ale przez gorsze rzeczy udawało mi się przebrnąć ;) A ta w sumie tragiczna nie jest, po prostu nudna.
OdpowiedzUsuń