Czas zrobić przerwę w wymądrzaniu
się na temat horrorów.
Kiedy studiowałem w Lublinie, często
odwiedzałem ulokowany w pobliżu przystanku PKS pchli targ. Tam
potrafiłem mnóstwo czasu spędzić grzebiąc w pudłach
zawierających moje dwie namiętności: książki i kasety
magnetofonowe. Różne skarby stamtąd przytargałem, ale jedną
zdobycz darzę szczególnym uczuciem i o tym dzisiaj będę
przynudzał.

Okładka przedstawia album Życie
niezwykłe. Napis na kasecie również. Spis utworów tajemniczo
zamazany korektorem. Jak się później okazało, w rzeczywistości nie jest to Życie
niezwykłe a nagrana na nim Moskwa - pierwszy album. Jeszcze lepiej! Co więcej, na pudełku jest naklejka z numerem egzemplarza i napisem "Sprzedarz premiowana. Zachować do losowania" więc kaseta musi mieć jakąś ciekawą historię.
Zgrałem tę kasetę porządnie. Na
długi czas poszła w odstawkę. Jednak odkąd zabrałem ją do auta,
z ciężkim sercem wyciągam ją z odtwarzacza. Kocham! To mój
skarb. Mimo że później sprawiłem sobie limitowaną koncertówkę,
nawet ona nie znaczy dla mnie tyle, co ta kaseta.
Moskwa to wyjątkowa kapela. Ma coś
takiego w sobie, że treść piosenek trafia do słuchacza bardziej
niż teksty większości artystów. Wydaje mi się, że kluczem jest
prostota. Teksty Gumy brzmią jak słowa kogoś, kto chciałby
powiedzieć coś bardzo ważnego i nie przejmuje się, że literacko
nie wypowiada się na najwyższym poziomie. Najlepszym przykładem
jest piosenka Urodziłeś się by żyć. Tekst jest do bólu prosty,
dziecinny. Infantylny wręcz. Czy komuś to przeszkadza? Mnie ani
trochę.
Jest w piosenkach Moskwy gniew i bunt,
ale inne niż obowiązuje w punku. Coś takiego jest w tych emocjach,
co determinuje, dodaje sił, ale nie jest natchnieniem do rzucania
kamieniami. Coś, co nakłania do buntu polegającego na chęci
naprawiania świata zaczynając od siebie.
Nagrania Moskwy obalają kilka mitów.
Dowodzą, że bunt można wyrażać inaczej niż bluzgami i agresją.
Udowadniają także, że punk może być przebojowy, melodyjny, można
w nim robić „uuu” i „ooo” nie wpadając przy tym wszystkim w
nurt płytkich pioseneczek rodem z Kalifornii.
Myślę, że Moskwa to mój ulubiony
punkowy album. No, może obok Ulic jak stygmaty Pidżamy Porno i
Zmowy Włochatego. Polecam tym, którzy lubią takie klimaty a Moskwy
jeszcze nie znają. Gwarantuję, że Ja wiem, ty wiesz szybko z głowy
nie wyjdzie ;)
Jako bonus - niespodziankę dołączam zdjęcie mrocznego, tajemniczego chrupka prosto z piekła.
Sam Belzebub takie wpiernicza.
Z keczupem koloru świeżej krwi spuszczonej z dopiero co zdjętej z ołtarza dziewicy.
Ave satan i smacznego!
to Ci się udało! :D
OdpowiedzUsuńO.
Dobre :)
OdpowiedzUsuńSłuchałam Moskwy dawno temu. Wolałam jednak Dezertera, Włochatego, KSU :) Eh młodość :)
OdpowiedzUsuńWłochaty! To jest to! ;D
OdpowiedzUsuń