Jak mógłbym przeoczyć fakt, że
jeden z moich idoli wziął się za produkcję filmów grozy? Nie
mógłbym! Napaliłem się jak szczerbaty na suchary, a w głowie od
razu ułożył mi się ogólny zarys tego, co mam zamiar w takim
filmie zobaczyć. No i przejechałem się na swoich naiwnych
przypuszczeniach.

To zrozumiałe, że
mając na względzie udział Slasha w tym przedsięwzięciu, siłą
rzeczy nastawiłem się na pewne rzeczy i pewnych rzeczy oczekiwałem.
Marzyła mi się jakaś klasyka, niezbyt ambitny slasher o mordercy
czyhającym na rozpustne amerykańskie nastolatki, a może coś w
stylu filmów Roba Zombiego... No i szlag trafił moje marzenia.
Pewien pastor ma
żonkę, małego synka i dwie całkiem atrakcyjne nastoletnie córki.
Całe stado zjeżdża do zapyziałej dziury w celu osiedlenia się w
wielkim, świeżo zakupionym domu. Bla, bla, bla, mieszkańcy dziwnie
się zachowują, bla, bla, bla, jedna z córek zaczyna mieć
przerażające wizje, bla, bla, bla <tu wklejcie sobie z filmwebu
opis jakiegokolwiek amerykańskiego horroru, większość z pewnością
będzie pasować>. Generalnie chodzi o to, że rodzinka jest
„wybrana” do otwarcia „drzwi”. Mieszkańcy miasteczka to
jakiś dziwny spęd na kształt sekty, a przewodniczy im facet,
którego nasz bohater ma zastąpić w pasaniu protestanckich
owieczek. Nie wiem, do czego rodzinka jest wybrana i co za złowrogie
drzwi mają otworzyć, bo film był tak zaskakujący i ciekawy, że
po godzinie już tylko zerkałem, układając pasjansa.
Myślę, że temu
filmowi nie pomoże nawet sygnatura tak popularnej osoby jak Slash,
bo Nothing left to fear to mielizna w całej swej rozciągłości
i nie spodziewałbym się raczej pozytywnych opinii na jego temat.
Zaryzykowałbym ponadto stwierdzenie, że nigdy jeszcze nie widziałem
filmu tak przewidywalnego i nieoryginalnego. Przez cały seans
chodziły mi po głowie skojarzenia z innymi filmami grozy, wciąż
tworzyłem hipotezy na temat tego, skąd reżyser zerżnął pomysł
na daną scenę.
Niby to Slash jest
tu autorem ścieżki dźwiękowej. No to może ja widziałem jakąś
okrojoną wersję? Bo tu żadnej ścieżki dźwiękowej nie ma. Tzn.
jest, ale niegodna takiego muzyka jak Slash. Jakieś smętne
rzępolenie i równie smętna piosenka na koniec. Zważywszy na to,
iż Slash ostatnimi czasy buja się po scenach z Mylesem Kennedy'm z
Alter Bridge (najlepszy wokalista na świecie, najbardziej
profesjonalna kapela, imo, polecam!), wiadomo, kto śpiewa w tymże
kawałku. Moim zdaniem taka oprawa dźwiękowa to za mało jak na ten
film. Dajcie mi gitarę, piętnaście minut i połowę wynagrodzenia
Slasha za nagranie tego soundrtacku, a zrobię materiał wcale nie
gorszy!
Przyznaję, w
pełnym skupieniu oglądałem film tylko około godzinę, mimo to
pozwalam sobie na opinię o nim. Uważam, że to beznadziejnie pusta,
pozbawiona jakiejkolwiek pomysłowości wydmuszka, napędzana jedynie
znanym nazwiskiem producenta. Nie chcę być złym prorokiem, jednak
moim zdaniem film nie udźwignie krytyki, jaka go czeka. A szkoda, bo
z pewnością podobnych mi frajerów jest więcej i nie tylko ja
spodziewałem się czegoś znacznie lepszego.
"Pewien pastor ma ma żonkę" chyba o jedno "ma" za dużo. Tak na marginesie, rozwalił mnie ten teks: "Całe stado zjeżdża do zapyziałej dziury" :D
OdpowiedzUsuńDzięki, poprawione!
OdpowiedzUsuń