Trochę zaniedbałem bloga. Nie, żeby specjalnie, po prostu dłuższy brak dostępu do Internetu. Ale już jestem i biorę się do roboty!
Rook to
kolejna mastertonowska kalka tajemniczymi, mitycznymi siłami, magią
i demonami. Zubożona na tle takich tytułów jak Manitou
czy Wendigo o tyle, że
antagonista jest taki trochę na pół gwizdka, bo jest nim „jedynie”
wściekły wyznawca voodoo. Klimatem przypomina więc trochę Szarego
diabła. Krótkie to trochę i
mało efektowne, ale czyta się całkiem przyjemnie. Mimo wszystko
pozostaje niedosyt, bo chciałoby się więcej demonów, więcej
rozpierduchy i więcej wszystkiego. Wydaje mi się, że tym razem
Masterton mierzył w nieco młodszych odbiorców. Wszystko jest tam
dość łagodnie ujęte. Scen seksu właściwie brak, nad czym w
sumie aż tak bardzo nie ubolewam, bo już chyba mam tego lekki
przesyt – często w ostatnim czasie trafiałem na tytuły pełne
pikantnych momentów.
Niedługo
po Rook czytałem
Szóstą erę
Cichowlasa – nikt, z samym autorem włącznie, nie przekona mnie,
że nie inspirował się on książką Mastertona. Sam pomysł na
głównego bohatera jest już bardzo podobny, a klimaty obu powieści
mają ze sobą wiele wspólnego.
Generalnie
rzecz biorąc, Rook
dupy nie urywa. Ot, kolejna książka Mastertona – ni lepsza, ni
gorsza od większości. W każdym razie nie mam poczucia, że
zmarnowałem czas. To właściwie tyle. Nie ma się o czym
rozpisywać, bo i sama książka nie uraczyła mnie niczym ponad
standard.
Ja mam podobnie z Kingiem, odstawię go na jakiś czas, a potem zawsze wracam:) do Mastertona nie mam aż takiego sentymentu, choć lubię czasem sięgnąć. Niestety chyba trafiam na złe tytuły, bo jakoś tak zawsze średnio wciągająco...
OdpowiedzUsuńCóż, większość książek Mastertona opiera się na bardzo podobnej konstrukcji. "Mastertonyzm" po prostu albo się lubi, albo wręcz przeciwnie :) Do Kinga natomiast jakoś serca nie mam, facet mnie nudzi niesamowicie :P
OdpowiedzUsuń