Zanim sięgnąłem po Dominium,
takie nazwisko jak Bentley Little było mi zupełnie obce. Na chwilę
obecną żałuję, że jest mi znane z powodu tylko tego jednego
tytułu, bo czuję, że odkryłem autora, który mógłby dołączyć
do grona moich ulubionych.
Fabuła
Dominium przedstawia
się następująco. Do mieściny, której nazwy już w tym momencie
nie pamiętam, przeprowadza się wraz z matką młody człowiek
imieniem Dion. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, asymilacja ze
szkolnym otoczeniem odbywa się nie bez przeszkód, chłopak
zaprzyjaźnia się jednak ze swoją rówieśniczką – Penelope.
Dziewczę, mimo że ładne i niegłupie, nie cieszy się zbyt dobrą
opinią. Fakt, że zamiast tradycyjnej rodziny wychowuje ją grupa
kobiet zarządzających winnicą powoduje, że wokół niej narasta
szereg plotek – że banda lesbijek i takie tam. Młodzi zakochują
się w sobie. Z biegiem następujących wydarzeń okazuje się, że
zarówno ich spotkanie, jak i uczucie, nie są podyktowane czystym
przypadkiem. Jest to bowiem część powstałego dawno temu planu
mającego na celu przywrócenie do życia mitycznego greckiego boga –
Dionizosa.
Co tu
dużo gadać – wszyscy dookoła się mordują, a jak nie mordują,
to grzmocą się ze sobą w różnych konfiguracjach. Czego chcieć
więcej?!
O
dziwo, ciągnąca się przez pół książki historia szkolnego
romansu wcale nie jest śmieszna, tandetna ani tym bardziej nudna.
Czyta się to naprawdę z przyjemnością i zainteresowaniem –
zwłaszcza, że Little umiejętnie i z wyczuciem opisuje narastające
uczucia i wszystkie te młodzieńcze rozterki towarzyszące
zauroczeniu.
Od
połowy książki następuje regularna jatka i nieustanne orgie. Fani
najbardziej rozpędzonych pod tym względem powieści Mastertona
powinni być zadowoleni. Jest tu bowiem wszystko, do czego ów pisarz
nas przyzwyczaił: „wściekła mitologia”, przemoc na pełnych
obrotach i mnóstwo wyuzdanego seksu. Jeśli więc macie tę
przypadłość, że Masterton się wam chwilowo przejadł, ale szybko
zaczyna wam brakować właściwej mu konwencji, Dominium
będzie w takim momencie
idealne.
Dla
mnie super, polecam gorąco!
Uwielbiam prozę Little'a i jego "Dominium" nie jest żadnym wyjątkiem. Świetny popis literatury ekstremalnej, ale nie kojarzył mi się z Mastertonem, który w porówananiu do Little'a jest bardzo delikatny - bardziej nasuwał mi na myśl pióro Lee, Eversona czy Barkera.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że jeśli chodzi o natężenie makabry, Little'owi bliżej do wymienionej przez Ciebie trójki. Jednak ja już mam tak mózg zlasowany Mastertonem, że wszędzie, gdzie horror łączy się z mitologią, widzę jego naleciałości ;P
OdpowiedzUsuńMi nie było dane jeszcze spotkanie z prozą Little'a, jednak po tej pozytywnej recenzji chyba się za nią rozejrzę;)
OdpowiedzUsuń