menu2

poniedziałek, 8 grudnia 2014

First Person Horror ("Grace: Opętanie")



Odkąd Egzorcyzmy Emily Rose zrobiły na opinii publicznej takie wrażenie, że katechetki puszczały je dzieciakom na religii (to nie gorzki żart, to prawda, którą znam z autopsji), przynajmniej raz w roku częstuje się nas kolejnym filmem, który w tytule ma „opętanie” albo „egzorcyzm”. Ostatnio zmierzyłem się z jednym z najnowszych dzieł tego typu – Grace. Pełny tytuł (nie uwierzycie): Grace: Opętanie (2014).

Grace to śliczne i niewinne dziewczę, cnotliwe i skromne. Wychowuje ją babcia, która całe życie trzyma dziewczynę za mordę na chwałę panu i mateczce niczym matka kingowej Carrie. Nic dziwnego – babcia wciąż odczuwa intensywny niesmak wywołany faktem iż jej zmarła córka śmiertelnie zachorowała na szatana. Jako że babunia „wie, że coś się dzieje”, usiłuje wystrzec wnuczkę przed tym, co spotkało jej matkę.

Wszelkie te próby ocalenia cnoty Grace szlag trafia, gdy dziewczyna przeprowadza się do akademika, gdzie wszyscy wedle studenckiej tradycji chleją na umór, parzą się jak kuny w agreście i wstrzykują sobie marihunaen. Jeszcze się Grace nie zdarzy porządnie złajdaczyć, jak już ją babcia wypisuje ze szkoły i wznawia indoktrynację. Dziewczyna ma przerąbane, że tak powiem, na amen.
Jako że wyświechtany podtytuł Opętanie zobowiązuje, szatan regularnie daje znać Grace, że jest in touch. Jak? Standardowo – a to Grace coś brzydkiego zobaczy w lustrze, a to jej się porcelanowa bozia stłucze i sama się naprawi. A do tego po domu pałęta się coś, co wydaje się być duchem jej opętanej matki.
Fajnie się opowiada, ale dosyć, do z rozpędu streszczę cały film ;)

Film spośród masy mu podobnych wyróżnia sposób wizualnego przedstawienia historii widzowi. Mamy tu bowiem, powiedzmy, first person horror – następujące po sobie wydarzenia obserwujemy z perspektywy głównej bohaterki. Co nam to daje? Właściwie tylko tyle, że często możemy sobie popatrzeć na stopy Grace i na jej cnotliwe rączki cnotliwie miętoszące cnotliwy rąbek cnotliwej spódnicy. Pewnie twórcom bardziej niż o to chodziło ułatwienie widzowi utożsamienia się z główną bohaterką. Czy im wyszło, niech sobie każdy sam oceni. Ja się niezbyt przywiązuję do postaci w filmach, więc jakiegoś szczególnego wrażenia to na mnie nie zrobiło.
Co jeszcze można powiedzieć o Grace: Opętanie? Właściwie to samo, co o innych filmach traktujących o opętaniu, bo to zlepek wszystkiego, co już widzieliśmy. No, może rozwikłanie zagadki opętania matki Grace błysnęło nieco oryginalnością, ale też nie za bardzo.
Ogólnie film, choć wtórny (przy takiej konkurencji trudno nie być wtórnym), ogląda się całkiem bezboleśnie. Na pewno seans jest bardziej znośny dzięki urodzie aktorki grającej Grace. Niewątpliwie jest dla tego filmy ozdobą i magnesem, w przeciwieństwie do tego kaszalota z Ostatniego Egzorcyzmu ;)

2 komentarze: