menu2

czwartek, 26 listopada 2015

W czołgu jest diabeł pogrzebany ("Demony Normandii")

Pierwszy raz nad zajrzeniem do tej książki zastanawiałem się, trzymając w ręku to nudno i byle jak wyglądające wydanie Albatrosa. Koniec końców, do kasy poszedłem wtedy jednak z Historią Pana B. Barkera (chyba jednak zadziałała po prostu atrakcyjność okładki). Zaległość nadrobiłem niedawno – Demony Normandii leżą sobie na półce, już przeczytane. I to nie byle jakie, bo z legendarnego Phantom Pressu!

Przyznam szczerze, że zanim przeczytałem Demony Normandii, wiedziałem o czym są zaledwie z
grubsza, dlatego szybciutko ułożyłem sobie w głowie listę oczekiwań. Horror z czołgiem na okładce – fajnie, myślę sobie, na pewno książka będzie o jakichś żołnierzach męczonych w okopach przez jakieś paskudy. Tymczasem mamy tu nudnawą i niezbyt zajmującą historię kartografa, który podczas służbowego wyjazdu do Francji nasłuchał się bajek o diable siedzącym w starym czołgu i upiera się, by owe bajki skonfrontować z rzeczywistością.
Sam pomysł, jakoby w czasie drugiej wojny światowej broń stanowiły piekielne siły na usługach człowieka, jest może i niezbyt poważnie brzmiący, może niezbyt oryginalny, ale moim zdaniem ma wielki potencjał i otwiera drogę do zbudowania naprawdę ciekawej fabuły. Tymczasem wcale tak ciekawie nie jest, co stwierdzać mi przykro, bo to w końcu Masterton!

Podstawowym problemem Demonów jest to, że zupełnie nie czuć w nim horroru. Niby jest wszystko, co być powinno: jest diabeł, jest groźba nadejścia innych demonów, jest duchowny, który wspiera głównego bohatera w walce z piekłem. Cóż jednak z tego, skoro ów diabeł w wyobraźni czytelnika bardziej jawi się jako złośliwy skrzat niż morderczy wysłannik piekieł.


Demony Normandii to moim zdaniem jedna z mniej udanych książek Mastertona. Raczej dla fanów, na pewno nie nadaje się na początek romansu z tym autorem. Ale to jedna z jego pierwszych powieści, więc chyba można potraktować ją ulgowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz