menu2

wtorek, 1 października 2013

Gdzie ukradkiem potupią małe, plastikowe nóżki, tam zaraz pada trup

Ostatnio czuję się rozpieszczany. Najpierw świetne, nowe Martwe zło (2013), potem druga część Pluję na twój grób (2013) (będę się upierał przy tym tytule, bo Bez litości brzmi beznadziejnie!), a teraz nowy film o mojej ukochanej Laleczce Chucky. O ile wiadomości zwiastujące Martwe zło hulały od dawna po Internecie, o tyle pozostałe dwa filmy spadły mi na łeb znienacka. I dobrze, niespodzianka większa i przyjemniejsza!

Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa – czyli taka, jaką powinien mieć slasher. Mamy dziewczynę imieniem Nica, mieszkającą z matką w wielkim domu. Kobiety dostają pocztą paczkę z Sami Wiecie Kim. No i się zaczyna Sami Wiecie Co. Gdzie ukradkiem potupią małe, plastikowe nóżki, tam zaraz pada trup.

Klątwa Chucky (2013) jest doskonałym przykładem, że z nieskomplikowanej fabuły też można zrobić arcydzieło. Niby prosta historyjka, ale zastosowano kilka zabiegów, dzięki którym film (przynajmniej moim zdaniem) wciąga większość slasherów nosem. Z niektórymi poprzednimi częściami o Chucky włącznie. Kontrowersyjnym, ale za to jak efektywnym pomysłem było posadzenie głównej bohaterki na wózku inwalidzkim! Nica jest kluczową postacią, więc o nią boimy się dwa razy bardziej. Z racji tego, że jest kaleką, jest dwa razy bardziej bezbronna wobec Chucky a my trzy razy bardziej się o nią martwimy. Oto jak matematyka uczy nas empatii :P

Sprawa nabiera rumieńców, gdy stopniowo poznajemy związek obecnych wydarzeń i postaci z historią znaną z początków serii. Jeśli chodzi o pomysł na fabułę, to rozegrano to genialnie. Zmartwiła mnie jedynie (ale tylko na chwilę!) myśl, że nawiązanie do pierwszej części oraz wyjaśnienie tamtej historii może być podsumowaniem serii i jej definitywnym końcem. Tymczasem Klątwa Chucky kończy się w sposób otwarty i dobitnie sugerujący, że to jeszcze nie koniec.

Za zaletę tej części uznaję również fakt, że twórcy odeszli od stylistyki czarnej komedii na rzecz porządnego, klimatycznego horroru. Oczywiście nie sposób wyzbyć się humorystycznych akcentów w przypadku takiej postaci jak Chucky, jednak tym razem wyraźnie położono nacisk na grozę. I bardzo dobrze!

Tak, wiem, jako gorliwy fan Chucky, jestem niezdolny do obiektywizmu. Nie ulega jednak wątpliwości, że to bardzo dobry film. Od fabuły, poprzez budowanie napięcia, muzykę aż po wykonanie od strony wizualnej, Klątwa Chucky zawiera szereg naprawdę mocnych (i bardzo dodatnich) plusów. Chciałbym być tak rozpieszczany dalej!

1 komentarz:

  1. No to trzeba obejrzeć. Bałam się Chucky kiedyś, ciekawe, czy i teraz mnie przestraszy ;)

    OdpowiedzUsuń