Pojawił się remake Carrie
i, jak to zwykle w przypadku remake'ów bywa, wszyscy jak jeden mąż
rzucają się do oglądania poprzednich wersji, prequeli, sequeli,
srekueli. Oto Morydz dołącza do tych, którzy ulegli złemu,
brzydkiemu mainstreamowi i puszcza sobie Furię,
bo jeszcze nie widział!
Furia:Carrie 2 (1999)
to filmowy sequel Carrie (1976),
a przynajmniej przy takiej formie upierają się twórcy. Rzecz jest
o nastoletniej Rachel. Dziewczyna żyje sobie wśród różnych
równie nastoletnich Dżesik, Dżejsonów i Spenserów. Zgodnie z
wymogami konwencji horrorów o amerykańskiej młodzieży, jako
główna bohaterka Rachel jest tą, która odstaje od swoich
szałowych rówieśników. W każdym razie ma przyjaciółkę. W
szkole ma miejsce taki proceder, że świadomi swej wybujałej
amerykańskości chłopcy wymyślili zabawę: zapisują sobie w
notesie punkty przyznawane za sypianie z koleżankami. Przyjaciółka
Rachel znajduje się w tym notesie, co bardzo przeżywa. Tak bardzo,
że nie zastanawia się długo, tylko szybciutko biegnie ze sobą
skończyć. Rozpętuje się bajzel, bo cała sprawa powoli wychodzi
na jaw, w dużej mierze dzięki Rachel, bo to baba z honorem. Chłopcy
próbują nastraszyć Rachel, ale nie wiedzą, że niedobrze jest ją
wkurzać, gdyż jak się wkurzy, to przesuwa szklanki. Dalej wiadomo
– jednak ją troszkę sprowokowali.
Furia
ma wszystko, co horror o jankeskiej dziatwie mieć powinien.
Słoneczny hajskul, uczniowie przerwy spędzają siedząc na trawce.
Chłopcy w tych śmiesznych kurtkach rzucają w siebie piłką do
rugby, dziewczyny w miniówkach się cieszą, ustawiają się w
piramidkę i machają pomponami. Do tego szafki na korytarzu i
bezczelny buc w roli nauczyciela w-f. 10/10 w skali amerykańskości!
Nie da
się ukryć, że jest to film na siłę podpięty pod historię
Carrie. Wspólnym mianownikiem jest tu wspólny dla Carrie i Rachel
ojciec, po którym obie dziewczyny odziedziczyły przesuwanie
szklanek. No i jeszcze nauczycielka, która ledwie otrząsnęła się
z ostrej szajby po imprezie z Carrie w roli głównej, a już spadła
z deszczu pod rynnę. O ile owa nauczycielka ma do odegrania jakąś
tam funkcję w całej historii, o tyle kompletnie nie wiem, po co
wprowadzono postać matki Rachel, gdyż właściwie nie wnosi ona nic
konkretnego do fabuły. Skoro już jesteśmy przy powiązaniach z
pierwszym filmem, to niech mi ktoś wyjaśni – jaki był sens
nadawać Furii
podtytuł Carrie 2?
Wbrew
temu, co można wywnioskować z mojej dotychczasowej pisaniny, o
Furii mam raczej
pozytywne zdanie. Aktorka grająca Rachel, która na pierwszy rzut
oka nie wydaje się odpowiednia do tej roli, w miarę jak rozwijała
się akcja, stopniowo zdobywała moje uznanie i sympatię. W efekcie
na koniec filmu zrobiło mi się jej autentycznie żal, a nawet przez
chwilę pomyślałem, że jednak jest dość ładna. Co do samego
filmu, to z powodzeniem spełnił to, co dla mnie liczy się
najbardziej – wciągnął mnie na tyle, bym nie zasnął w trakcie
oglądania. Powiedziałbym nawet, że jak na film tej klasy, to był
całkiem niezły. Czepiłbym się jeszcze tylko zakończenia – jak
dla mnie za krótkie, za bardzo po łebkach. No i trochę absurdalne.
Rachel zaczyna szaleć a chłopcy reagują co najmniej dziwnie. Nie
dość, że nie wydają się być zachowaniem koleżanki zdziwieni,
to jeszcze nie zastanawiając się zbytnio, chwytają jakieś harpuny
i przyjmują pozycję bojową, jakby mieli walczyć z pozbawioną
młodych niedźwiedzicą. A przecież to tylko Rachel Przesuwająca
Szklanki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz