menu2

niedziela, 25 maja 2014

Wprawki (Jack Ketchum - „Królestwo spokoju”)

Pamiętam swój stan umysłu po przeczytaniu Dziewczyny z sąsiedztwa – pierwszej książki Ketchuma, jaką poznałem. To był ciężki nokaut dla mojej wiary w ludzi, powieść zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, sprawiała, że moje pięści same się zaciskały...

Potem sięgnąłem po Jedyne dziecko i moja reakcja była podobna. Ketchum, jakiego poznałem na podstawie tych dwóch pozycji, to autor potrafiący niebywale mocno oddziaływać na emocje czytelnika. Po obydwu jego książkach miałem ochotę wymierzać sprawiedliwość poprzez mord gołymi rękami.
Mając na uwadze swoje emocjonalne doświadczenia po lekturze tych powieści, na Królestwo spokoju napaliłem się jak szczerbaty na suchary. Opowiadania! - myślę sobie – dużo oddzielnych tekstów, oddzielnych historii! Nie jedna, jak w przypadku powieści, i nie jeden taki psychiczny nokaut, ale kilka! Dużo!
No i dupa zbita, bo Królestwo spokoju to zbiór kompletnie nieciekawych tekstów, przez które przebrnąłem z nieludzkim wysiłkiem i choć książkę przeczytałem kilka tygodni temu, nic z niej nie pamiętam. Nie przypominam sobie choć jednego opowiadania, które wstrząsnęłoby mną, dało do myślenia, obudziło z naiwnej wiary w ludzkość, czy choćby po prostu zainteresowało.
Strasznie przykro pisać mi takie rzeczy o autorze, którego uważam za mistrza, ale niestety nijak nie potrafię znaleźć pozytywów w tym zbiorze. Zdaję sobie sprawę z tego, że opowiadanie rządzi się swoimi prawami, innymi niż powieść. Jestem też świadomy tego, że Ketchum mógł mieć na ten zbiór inną koncepcję, niż na powieści, które znam. Ponadto biorę pod uwagę ewentualność, że może jestem po prostu ślepy na przekaz, który autor zawarł w opowiadaniach. Niemniej w moim odczuciu są to jedynie nieśmiałe wprawki do poziomu Dziewczyny z sąsiedztwa i Jedynego dziecka.

3 komentarze:

  1. Ja póki co przebrnęłam przez dwie jego książki. Piszę "przebrnęłam", gdyż rzeczywiście to jest taki ładunek emocjonalny, że masz ochotę wskoczyć do książki i pozabijać bohaterów. Oprócz "Dziewczyny..." czytałam jeszcze książkę "Rudy". Polecam, nie zawiedziesz się:) dodatkowo zawiera mini-powieść "Prawo do życia". Za opowiadania zazwyczaj się nie biorę, bo wolę dłuższe formy, w których mam czas na wkręcenie się w klimat;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, zbiory opowiadań mają to do siebie, że naprawdę rzadko bywają dobre. Czytam je bo mam w sobie pokłady niepoprawnej nadziei...

    Polecam więc teraz dla odmiany przeczytać "Straceni" (to coś więcej niż "Dziewczyna z sąsiedztwa").

    OdpowiedzUsuń
  3. Póki co, nie wyobrażam sobie czegoś "więcej" niż "Dziewczyna z sąsiedztwa", dlatego czuję się zaintrygowany ;)

    Bywają naprawdę udane zbiory opowiadań. Jak choćby "Igły i grzechy", o których jakiś czas temu pisałem. Albo zbiory Mastertona. Krótkie teksty Ketchuma natomiast chyba sobie odpuszczę, zdecydowanie wolę powieści.

    OdpowiedzUsuń