menu2

wtorek, 11 listopada 2014

Some tapes shouldn’t by made ("SX_TAPE")



Po dość długim czasie horrorowej abstynencji w końcu zebrałem się w sobie i włączyłem film. Pierwszy z brzegu z puli zalegających od dłuższego czasu na moim dysku. SX_TAPE (2013) tak się nazywa. Kolejny found footage z opuszczonym szpitalem, wyszło tak sobie.

Adam robi co może, by rozkręcić malarską karierę swojej dziewczyny Jill (choć raz zapamiętałem imiona bohaterów!). Wymyśla sobie, że przygotują jej wernisaż w opuszczonym szpitalu, zabiera Jill do tego miejsca, potem dołączają ich znajomi i – jak to się pisze na pudełkach tanich dvd – narasta klaustrofobiczna atmosfera zaszczucia, strachu i szaleństwa. Wszystko oczywiście filmowane jest przez obowiązkowo pojawiający się w found footage typ bohatera-uparciuszka i-tak-to-nakręcę.

Trudno oczekiwać czegoś nowego, oryginalnego i świeżego od filmu będącego zlepkiem zapożyczeń
z dzieł utrzymanych w podobnej konwencji (która przecież jest już właściwie na wyczerpaniu). Mamy się tu niby bać owej mrocznej atmosfery opuszczonej rudery, a mniej więcej od połowy seansu – jump scenek występujących jedna po drugiej. Może i byłoby to straszne, gdyby oglądać takie rzeczy po raz pierwszy, ale takie nooby już chyba nie istnieją, więc zachodzę w głowę, na kim autorzy tego filmu chcieli zrobić wrażenie.
Sposób narracji w gatunku takim jak found footage zwalnia fabułę od konieczności zachowania jasnego ciągu przyczynowo-skutkowego, z czego twórcy SX_TAPE chętnie korzystają, nie wyjaśniając widzowi, skąd się w szpitalu wzięły zjawy i jaki jest powód ich biegania po budynku. Po prostu sobie są i już. Nie ma więc tutaj mrocznej historii szpitala, który w dawnych czasach stałby się miejscem makabrycznych eksperymentów lub czegoś podobnego. Liczy się tylko „tu i teraz”, duchy są bo są i musimy taki stan rzeczy zaakceptować.
Na koniec, gdy już jest po wszystkim, dostajemy dwie dodatkowe scenki. Pierwsza przedstawia doktorka gwałcącego przypiętą pasami do łóżka pacjentkę. W drugiej podziwiamy... odgryzanie penisa. O ile pierwsza scenka może mieć jakiś związek z fabułą filmu (dla mnie nie ma, ale może jak zwykle coś istotnego przeoczyłem), to druga jest już zupełnie od czapy.

Film nudnawy, wtórny do szpiku kości, trochę jakby – że tak to ujmę – wyrwany z kontekstu. Jump scenek dużo, grozy niewiele, krwi tyle, ile wyleci Jill z kluki. Tyle dobrego, że chociaż główna bohaterka jest atrakcyjna i zabawnie zdzirowata – chwilami miło było na nią popatrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz