menu2

sobota, 22 listopada 2014

Trzeba naprawdę dużo silnej woli i uporu (Guy N. Smith - "Obóz")



Przez tę książkę o ostatnim czasie nabawiłem się wstrętu do czytania czegokolwiek. Męczyłem ją chyba ze dwa miesiące. Po kawałeczku, po kilka stron dziennie, potem po kilka na tydzień – po prostu więcej nie dałem rady. Po tak zachęcającym wstępie przedstawiam Państwu tytuł, o którym mowa – Obóz Guy' a N. Smitha.

Że Smith ma więcej uporu niż talentu, wie każdy, kogo znajomość horroru trwa dłużej niż od Obecności (tfu!). Obóz jest trzecią (a może czwartą…) książką tego autora, którą przeczytałem i o ile mogę na podstawie tej ilości mieć o nim jakiekolwiek zdanie, to jest ono następujące: Smith generuje powieści takie, do których trzeba naprawdę dużo silnej woli i uporu, albo takie, do których każda ilość tych cnót będzie niewystarczająca.
premiery

Spójrzmy na okładkę. Drzewko, namiocik i jakiś odrażający oprych z toporem. Chcąc nie chcąc, nasuwa się automatycznie wyobrażenie powieści o psycholu mordującym nastolatki na biwaku. Komuś, kto tę okładkę projektował, z pewnością również tak się wydawało, ale jako człowiek odpowiedzialny za wizerunek książki (wszak dla większości czytelników – gdy szukają czegoś dla siebie w księgarni – okładka stanowi „być albo nie być” książki) powinien chociaż ją przeczytać!
Można by powiedzieć, że tytuł jest jedynym, co na tej okładce nie wprowadza nas w błąd. Jednak i tę tezę można podważyć, bo rzecz nie dzieje się na obozie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, lecz o ośrodku wypoczynkowym – takim z domkami. Cóż, widocznie dla niektórych to to samo… W każdym razie w całej książce chodzi o to, że kierownictwo ośrodka wykorzystuje gości do eksperymentów. Podają im substancję, przez którą chrzani im się w głowach. Generalnie czytamy o ludziach, którym się wydaje, że są w ciąży, albo że za oknem panuje apokaliptyczna zima i w środku lata zakładają kożuchy. Oczywiście sytuacja wymyka się spod kontroli, oczywiście jest wątek miłosny pomiędzy ofiarą a oprawcą, oczywiście bla bla bla. I to właściwie tyle…
Smith nie tworzy postaci, które można by zapamiętać po ukończeniu książki. Tutaj jednak przesadził. Niekiedy po przeczytaniu kilku stron musiałem cofać się, by po ich ponownej analizie zrozumieć, o kim czytam. To chyba takie przekleństwo książek, w których główne zdarzenia dotyczą większej grupy osób. Trzeba naprawdę mieć łeb, by rozpisać fabułę tak, aby czytelnik był w stanie nadążyć za ciągłymi przeskokami miejsc akcji i bohaterów. W Obozie było to zdecydowanie ponad siły przeciętnego czytelnika.
Zastanawiam się, przed czym – oprócz nawału papierowych postaci i przekłamanej okładki – przestrzec tych, którzy jeszcze Obozu nie czytali. Problem w tym, że tu się można zawieść absolutnie na wszystkim. Bo nawet horroru z prawdziwego zdarzenia tu brak. Gdybym chciał jednak komuś Obóz polecić, to nie dostrzegam tu odpowiedniego targetu… No, chyba że tym, którzy za wszelką cenę chcą poznać ogół twórczości Smitha i akurat tej książki brakuje im do kolekcji. Tylko że oni i tak przeczytają, czy będzie im to polecone, czy nie. Tak więc nie polecam nikomu. Nie wiem właściwie nawet, dlaczego sam to przeczytałem... a na półce czekają jeszcze Przyczajeni i Niewidzialny. Czuję, że będzie ciężko.

3 komentarze:

  1. To nie jest o szalonym mordercy nastolatek??! No to ja już całkowicie straciłam ochotę na tą książkę. Bo mam ją w swoich zbiorach, jednak nazwisko autora nie zachęca (po Trzęsawiskach mam uraz) i jedynie ta myśl, że będzie to typowy slasher, nie pozwoliła mi wyrzucić jej z półki. Zawiodłam się..

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi, Gosiu, że się rozczarowałaś.
    Tak btw, chyba ciekawym pomysłem byłby wpis o wprowadzających w błąd okładkach. Byłoby o czym pisać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak będziesz taki pisał, to chętnie podrzucę kilka okładek właśnie z Phantom press;P A takich grafików chętnie bym zastąpiła, może by mi lepiej poszło;) heh

    OdpowiedzUsuń