menu2

wtorek, 3 lutego 2015

W morsa się obrócisz! ("Tusk")



Przez kilka lat, które minęły odkąd rozpoczął się mój romans z horrorem, widziałem mnóstwo dziwnych, bardzo dziwnych i mega porąbanych rzeczy – od choinek mszczących się na ludziach za świąteczną masową eksterminację po pseudonaukowca zszywającego swoim „pacjentom” dupy z ustami. Wydawało mi się, że o wszystkim, co można tylko najgłupszego wymyślić, nakręcono już film. A jednak oglądając Tusk (2014), zmuszony byłem górną barierę idiotyzmu przesunąć jeszcze o jeden punkt.

Opis tego filmu na Filmwebie brzmi tak:

Młody mężczyzna poszukuje swojego przyjaciela w lasach Kanady. Towarzyszy mu dziewczyna zaginionego.

…a kto uwierzy, że owe dwa zdania oddają istotę fabuły, ten bardzo się rozczaruje. Zresztą, kto będzie miał odwagę to oglądać, ten sam sprawdzi, jak się ten opis ma do całego filmu.

Jakby tu zarysować fabułę, żeby nie brzmieć kretyńsko… No cóż, jaka fabuła, taki opis!
Dwóch przygłupów prowadzi internetową stację radiową, gdzie zabawia jeszcze głupszych od siebie żartami o masturbacji. Postanawiają zrobić wywiad z dzieciakiem z Kanady, który jest gwiazdą Internetu od kiedy na Youtube pojawił się filmik, na którym obcina sobie nogę kataną (czuję wstyd, że to piszę…). Jeden z przygłupów rusza więc do Kanady, a gdy już jest na miejscu, okazuje się, że szczeniak od katany popełnił samobójstwo, więc audycję szlag trafił. Aby nie wracać do Stanów z pustymi rękami, przygłup szuka tematu zastępczego. Trafia tak do dziwacznego dziadka, który raczy go opowieściami o tym, jak to walczył na wojnie u boku Hemingwaya itd. Dziadek ma też dość silne zboczenie na punkcie… morsów. Odkąd jeden z nich uratował mu życie, stały się jego obsesją, dlatego postanawia (przepraszam, naprawdę…) zoperować swojego gościa tak, by on również był morsem.

Wyobraźcie sobie monstrum Frankensteina w kształcie morsa. Czy można wymyślić coś głupszego?  To chyba miało być zabawne, ale jeżeli kogoś to śmieszy, to szczerze współczuję. Niby człowiek-mors próbuje odegrać egzystencjalną tragedię ludzkiej istoty uwięzionej w ciele zwierzęcia… i samo w sobie brzmi to dość dramatycznie, ale tu mamy tylko smutne oczy i żałosny ryk, a to jednak niespecjalnie robi wrażenie. Poza tym nie sądzę, by reżyser kręcąc coś takiego liczył na to, że ktokolwiek weźmie film na poważnie i przejmie się okrutnym losem głównego bohatera.
Film ani straszny, ani śmieszny. Film-zagadka, bo za cholerę nie wiem, co twórcy chcieli nim osiągnąć i jaką reakcję wzbudzić. Chyba raczej nie polegam go nikomu, bo na takie kretyńskie pierdoły szkoda czasu.

Swoją drogą ciekawe, czy twórcy filmu wiedzą, że tusk po polsku znaczy "złodziej" :P

1 komentarz:

  1. Widziałam gorsze film, ale czasem po kolejnej butelce wina w gronie znajomych, taki film jest wręcz świetny :)

    OdpowiedzUsuń