menu2

piątek, 16 stycznia 2015

Śmierć = hamburger ("Zagłodzeni")

Chyba każdy zna to przyjemne uczucie, kiedy zasiada do oglądania filmu z nastawieniem, że będzie to podobny do miliona innych wypełniacz wolnego czasu, a okazuje się, trafił na coś naprawdę fajnego. Ostatni raz czułem to, oglądając Zbaw nas ode złego. Aż do dzisiaj, kiedy to trafiłem na Zagłodzonych (2014).

Przyjemniaczek o słodziutkiej aparycji, jego wściekle śliczna luba oraz trochę jakby gejowaty brat przyjeżdżają do Freedom – opuszczonego miasteczka owianego legendą o dzikich ludziach zamieszkujących leje krasowe. Legenda ta wydaje się prawdziwa, bo raz ktoś ciśnie bohaterom głaz w szybę auta, innym, razem auto zapierniczy. Jak się jednak okazuje, istotnie w okolicy ktoś robi dym, lecz nie są to dzikusy. To psychol, który łapie przyjezdnych, by w budynku niegdyś będącym placówką edukacyjną głodzić ich i zmuszać do walki na śmierć i życie za jajka z bekonem lub frytki i hamburgera.

Fakt – nie brzmi to zbyt oryginalnie i również takie nie jest, jednak Zagłodzonych – nie wiedzieć czemu – oglądałem z niemałą przyjemnością. A to z kilku powodów. Po pierwsze – fajne postacie, należycie wygłodniałe, tak bym to ujął :P Choć główni bohaterowie jakby zbyt szybko zgłodnieli... Po drugie – dość nieoczekiwane zwroty akcji w finalnych scenach. Już, już się wydaje, że pozamiatane, że kto trzeba – zabity, kto nie trzeba – też zabity, a tu nie :D Po trzecie wreszcie – cudowna, oryginalnie piękna odtwórczyni roli Candice – głównej bohaterki. Z tego zachwytu aż zamyślnikowałem cały akapit...

Miłym urozmaiceniem jest również to, że trup ściele się wystarczająco często, jednak nie odbywa się to w wyniku zdarzeń spod znaku „który scenarzysta wymyśli bardziej oryginalną śmierć”. Tutaj do morderstwa popycha instynkt i żądza przetrwania. Sytuacja, w której śmierć drugiego człowieka równa się hamburger jest zaiste przerażająca – nie ze względu na sam akt zabójstwa, ale na pobudki, z których wynika.

Mimo że film naprawdę mi się podobał, czuję już chyba lekki przesyt thrillerami o psycholach, który myślą kategoriami pt. „ktoś mi zrobił krzywdę i jest mi teraz tak przykro, że poświęcę kilka lat życia na stworzenie miejsca, w którym będę się znęcał na kim popadnie”. Nawet gdybym był najbardziej skrzywdzonym świrem na świecie, nie chciałoby mi się przerabiać szkoły na salę tortur jak czarny charakter Zagłodzonych, ani tym bardziej wymyślać zabawek robiących kuku jak Jigsaw. Nie rozumiem, dlaczego taki wizerunek mordercy staje się standardem... Właściwie to jest dobry temat do rozważań na któryś z kolejnych wpisów! :D

Podsumowując, polecam Zagłodzonych. Film nie jest jakimś arcydziełem, ale moim zdaniem ociupinkę wybija się ponad nudną przeciętność.

1 komentarz:

  1. Ten film się bardzo dobrze ogląda. Jest schematyczny, ale nie nudzi. Piwko, chipsy i jakaś bratnia dusza wystarczy, by dodać mu atrakcyjności :)

    OdpowiedzUsuń