menu2

poniedziałek, 23 września 2013

Dobrze im tak, sk...!

Mimo chwilowego zastoju w czytaniu i oglądaniu filmów, udało mi się przysiąść nad Bez litości 2 (2013). Właściwie nie wiem, po co. Podobało mi się bardzo, bawiłem się świetnie (o ile w przypadku takiego filmu można się wypowiadać w taki sposób), ale oglądałem to już kiedyś, dwa razy. Tylko że wtedy inne lale pluły na inne groby.

Tak to niestety wygląda. Że filmy z 1978 i 2010 niewiele się od siebie różnią, to akurat dobrze – taka relacja między filmem i jego remake'm są pożądane. Ten jednak ma w tytule dwójkę, więc jak moja morydzowa logika wskazuje, ma to być sequel. Tylko jaka jest jego racja bytu, skoro przedstawia to samo, co już widzieliśmy, tylko w innych okolicznościach?

Tym razem mamy dziewczynę, która chcąc zrobić karierę jako Pani Stoję i Ładnie Wyglądam, wpada w łapy jurnych Bułgarów. Dalej wiadomo. Potem wywożą ją do Jurop i...dalej wiadomo. Jeśli widziało się poprzednie dwa filmy, przy tym można odnieść wrażenie, że ogląda się ponownie jeden z nich. Zmieniają się tylko osoby i sposoby ich dręczenia. Moja filmowa towarzyszka nie widziała poprzednich – ja widziałem i na ich podstawie mogłem jej opowiedzieć, co mniej-więcej wstanie się w „dwójce”.

Mimo tego, że oś fabularna jest wierną kopią pierwszej części, film wcale nie jest nudny (nie zasnąłem). I, co ważne w tego typu filmach, nie pozostałem obojętny emocjonalnie. Można by powiedzieć, że to jeden z niewielu filmów, w przypadku których czuję się pełni usprawiedliwiony z powodu, że patrzenie na cierpienie ludzi sprawia mi przyjemność. Wiadomo, bohaterka nie ma lekko. W momencie, kiedy wyjaśnia się, gdzie trafiła będąc już w Bułgarii, nóż się człowiekowi w kieszeni otwiera. I choć było to łatwe do przewidzenia, i tak załamujemy ręce nad jej losem. Dlatego później, kiedy w filmie następuje „etap oczyszczenia”, patrzymy na jej wcześniejszych oprawców a obecne ofiary – na to, jak się męczą – i jest nam mało, mało i „dobrze im tak, skurwysynom”.

O ile dobrze pamiętam, w wersji z lat '70 większy nacisk położono na drastyczność sceny gwałtu, spuszczając tym samym z tonu przy scenach zemsty. W remake'u chyba było odwrotnie. Tutaj mam wrażenie, że poziom został mniej-więcej wyrównany. Chociaż jednak na etapie zemsty poczułem lekki niedosyt. No bo przecież nie powiem, że czułem go na etapie poprzednim... :P

No dobra, przyznaję się: ciągle mam takie głupie obawy, że wypowiadając się o tym filmie pozytywnie wychodzę na zwyrodnialca. Wiem, że tak nie jest, ale wiem też, że znajdą się tacy, którzy uznają, że tak jest (viva la język polski!). Ale cóż, muszę mimo wszystko przyznać, że FILM MI SIĘ PODOBAŁ. Uf.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz