menu2

niedziela, 15 września 2013

"Martwe zło" na pół gwizdka

Długo mnie tu nie było. Jeśli ktoś tęsknił i cierpiał z tego powodu, to z przyjemnością przepraszam. Z przyjemnością, bo jeśli w istocie mam kogo przepraszać, to znaczy, że jednak ktoś to czyta :P Nawał zajęć pilniejszych niż aktywność na blogu przytłoczył mnie dość brutalnie. Kompletnie nie mam czasu (a jeśli już mam czas, to nie mam sił) na czytanie ani oglądanie filmów. Obawiam się, że teraz, kiedy zmieniłem pracę na bardziej absorbującą, nie będę już tu tak aktywny, jak w wakacje.

To tyle, jeśli chodzi o wstęp. Wpis będzie o filmie pod tytułem Demoniczny wiatr (1990). Historia prosta Martwe zło na pół gwizdka. Bo jednak nie ma tu takiej dawki makabry, jakiej bym sobie życzył. Właściwie to poza samymi postaciami demonów, makabry jest jak na lekarstwo.
jak drut kolczasty i oklepana niczym Najman po nokaucie. Niejaki Cory przyjeżdża na farmę należącą niegdyś do jego dziadków, by dowiedzieć się, w jaki sposób zginęli. W niejasnym dla mnie celu targa za sobą swoich koleżków i ich białogłowy (tzn. jasne, co to za cel – slasherowemu etosowi musi się stać za dość – jaki to jednak ma sens? Kto normalny zabiera pół klasy żeby odnaleźć dziadziusia i babunię?). Jak się okazuje, babcia Cory'ego, znana w okolicy jako wiedźma, czyniła sobie swawole z siłami nieczystymi, w związku z czym posiadłość jest odrobinkę nawiedzona. Co będzie dalej, każdy fan horroru może przewidzieć ze sporą dokładnością. Ująłbym dalszy ciąg tak:
Pierwsze pół filmu jest nudne. Drugie trochę mocniej przyciąga uwagę dzięki klimatowi. Bo klimat, choć charakterystyczny dla przełomu lat '80 i 90', kiczowaty, sztampowy, to jednak jest. Ma swój urok, jak to w tego rodzaju produkcjach.
Chyba rzeczywiście ostatnio zbyt rzadko obcuję z horrorem, bo zaczynają przeszkadzać mi rzeczy, które kiedyś nie miały dla mnie większego znaczenia. Na przykład aktorstwo... Wiele jestem w stanie znieść w tej kwestii, ale na litość, przecież jak demon zażera panienkę, to jej koledzy nie powinni stać w miejscu i czekać, aż skończy! W Demonicznym wietrze natomiast w tego rodzaju sytuacjach przyjaciele zamieniają się w publiczność i spokojnie czekają na koniec przedstawienia.
Drugą drażniącą dla mnie kwestią było zachowanie demonów. Nie rozumiem, jak twórcy chcą skutecznie straszyć upiorami, które cwaniaczą bez przerwy i rzucają tekstami na miarę zblazowanych filmowych macho.
Trzeba to przyznać – jakiś tam zalążek klimatu pojawia się wraz z potworami. Szkoda tylko, że one szybko mordują ten klimat swoim kretyńskim zachowaniem. Jeśli koniecznie chcemy obejrzeć horrorek w tym stylu, już lepsze będzie Martwe zło. Albo Spookies – choć mega tandetny, to jednak dużo przyjemniejszy w odbiorze niż Demoniczny wiatr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz