Długo mnie tu nie było. Jeśli ktoś
tęsknił i cierpiał z tego powodu, to z przyjemnością
przepraszam. Z przyjemnością, bo jeśli w istocie mam kogo
przepraszać, to znaczy, że jednak ktoś to czyta :P Nawał zajęć
pilniejszych niż aktywność na blogu przytłoczył mnie dość
brutalnie. Kompletnie nie mam czasu (a jeśli już mam czas, to nie
mam sił) na czytanie ani oglądanie filmów. Obawiam się, że
teraz, kiedy zmieniłem pracę na bardziej absorbującą, nie będę
już tu tak aktywny, jak w wakacje.
To tyle, jeśli chodzi o wstęp. Wpis
będzie o filmie pod tytułem Demoniczny wiatr (1990).
Historia prosta Martwe zło na pół gwizdka.
Bo jednak nie ma tu takiej dawki makabry, jakiej bym sobie życzył.
Właściwie to poza samymi postaciami demonów, makabry jest jak na
lekarstwo.
jak drut kolczasty i oklepana niczym Najman po
nokaucie. Niejaki Cory przyjeżdża na farmę należącą niegdyś do
jego dziadków, by dowiedzieć się, w jaki sposób zginęli. W
niejasnym dla mnie celu targa za sobą swoich koleżków i ich
białogłowy (tzn. jasne, co to za cel – slasherowemu etosowi musi
się stać za dość – jaki to jednak ma sens? Kto normalny zabiera
pół klasy żeby odnaleźć dziadziusia i babunię?). Jak się
okazuje, babcia Cory'ego, znana w okolicy jako wiedźma, czyniła
sobie swawole z siłami nieczystymi, w związku z czym posiadłość
jest odrobinkę nawiedzona. Co będzie dalej, każdy fan horroru może
przewidzieć ze sporą dokładnością. Ująłbym dalszy ciąg tak:
Pierwsze
pół filmu jest nudne. Drugie trochę mocniej przyciąga uwagę
dzięki klimatowi. Bo klimat, choć charakterystyczny dla przełomu
lat '80 i 90', kiczowaty, sztampowy, to jednak jest. Ma swój urok,
jak to w tego rodzaju produkcjach.
Chyba
rzeczywiście ostatnio zbyt rzadko obcuję z horrorem, bo zaczynają
przeszkadzać mi rzeczy, które kiedyś nie miały dla mnie większego
znaczenia. Na przykład aktorstwo... Wiele jestem w stanie znieść w
tej kwestii, ale na litość, przecież jak demon zażera panienkę,
to jej koledzy nie powinni stać w miejscu i czekać, aż skończy! W
Demonicznym wietrze natomiast
w tego rodzaju sytuacjach przyjaciele zamieniają się w publiczność
i spokojnie czekają na koniec przedstawienia.
Drugą
drażniącą dla mnie kwestią było zachowanie demonów. Nie
rozumiem, jak twórcy chcą skutecznie straszyć upiorami, które
cwaniaczą bez przerwy i rzucają tekstami na miarę zblazowanych
filmowych macho.
Trzeba
to przyznać – jakiś tam zalążek klimatu pojawia się wraz z
potworami. Szkoda tylko, że one szybko mordują ten klimat swoim
kretyńskim zachowaniem. Jeśli koniecznie chcemy obejrzeć horrorek
w tym stylu, już lepsze będzie Martwe zło.
Albo Spookies – choć
mega tandetny, to jednak dużo przyjemniejszy w odbiorze niż
Demoniczny wiatr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz