menu2

niedziela, 12 maja 2013

W miejscu, gdzie napięcie powinno sięgnąć zenitu...


Dżinn Garahama Mastertona – Gdzie bym o tej książce nie czytał, wszyscy ją krytykują. W końcu się z nią zapoznałem i mogłem wyrobić sobie własne zdanie.

Fabuła: Harry Erskine (znany z cyklu o Manitou) jest na pogrzebie wujka, Maksa, który zginął w dziwnych okolicznościach. Harry stopniowo odkrywa tajemnice związane z wujkiem i jego przeszłością. Okazuje się, że Max przed śmiercią pozostawał pod wpływem arabskiego ducha zamkniętego w dzbanie.

Choć Dżinn istotnie nie jest jakimś arcydziełem, to masakrujące tę książkę recenzje są według mnie przesadzone. Fakt, powieść jest naiwna, historia trochę naciągana, niektóre fragmenty brzmią infantylnie. Ale przecież chronologicznie Dżinn to początek drogi Mastertona do sławy. Jak zawsze powtarzam: na czymś się trzeba nauczyć pisać.

Spodziewałem się po Dżinnie czegoś zupełnie innego. Jasne było dla mnie, że skoro bohaterem i narratorem powieści jest postać zaczerpnięta z innej książki, to historia ta będzie jakimś elementem jego ogólnego życiorysu. Innymi słowy, że Harry będzie Harrym a nie tylko kolesiem o tym samym nazwisku. Bo czy nie ciekawiej byłoby, gdyby Erskine z Dżinna był powiązany z tym z Manitou? Nawiązania do Manitou z pewnością nadałyby powieści inny, bardziej atrakcyjny wygląd. Harry nie byłby tak sceptyczny wobec arabskiej magii, bo byłby już po przejściach z indiańską. W jakiś sposób można było jego przeszłość wykorzystać na rzecz fabuły Dżinna.

Liczyłem też na więcej horroru. Widywałem w Internecie opinie, że książka jest brutalna, obrzydliwa i szokująca. Umieram z ciekawości, co i kogo tak w niej zszokowało. Jak dla mnie to jedna z łagodniejszych pozycji Mastertona.

Nastąpiło w Dżinnie też coś, czego u Mastertona nie lubię. Nie za bardzo wiem, jak to określić bez spoilerowania, bo sprawa dotyczy zakończenia. Generalnie chodzi o to, że...

gdy zbliża się moment kulminacyjny...

w miejscu, gdzie napięcie powinno sięgnąć zenitu...

w chwili, kiedy uosobienie największego zła na świecie budzi się do zemsty...

...pada tekst w stylu „mamy jeszcze parę minut, to może coś wam opowiem”.

No po prostu ręce opadają.

Ogólnie rzecz biorąc, Dżinn jest pozycją słabą, ale nie tragiczną. Gołym okiem widać, że pisanie jej przypadło Mastertonowi na okres prób i eksperymentów. Choć karierę zaczął porządnym kopniakiem w postaci Manitou, kolejnymi powieściami długo nie mógł przebić debiutu. I tak drepcze po tej sinusoidzie do dzisiaj, pisząc arcydzieła na przemian z niewypałami. Stąd też wniosek, że nie ma co wieszać psów akurat na Dżinnie, bo bardzo prawdopodobne, że znacznie gorsze rzeczy wyjdą w przyszłości spod pióra Mastertona ;)

3 komentarze:

  1. Coś Ci się w 3 akapicie porobiło :)
    A ja nie przeczytam. Sorrki, Łukasz. Ale czytałam kilka dni temu kolejną powieść pana M., "Dom kości", i mam dość jak na razie. Masterton jest nie dla mnie, a skoro Ty go tak lubisz i stwierdzasz, że "Dżinn" jest słaby, to dla mnie on będzie gorzej niż tragiczny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawione. Przepraszam, zbyt wczesna pora była, śpiochy w oczach przesłoniły mi widok na monitor ;) Coś mi się pochrzaniło przy wklejaniu z edytora.

    Uwierz mi, Masterton naprawdę ma kilka dobrych powieści. "Manitou", "Wyklęty", "Tengu", "Czarny anioł" - te są świetne!

    Czy Ty mi próbujesz powiedzieć, że jestem zbyt łaskawy w ocenie? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Mi się zdarzyło zjechać Kinga, choć zawsze z sympatią, Ty robisz to samo z Mastertonem :) Ale łatwo się więc odnieść do tego, przynajmniej mi, która Mastertona nie lubi ;)

      Usuń