menu2

środa, 22 maja 2013

Wymyślać okropności można w nieskończoność


Ludzie z bagien Edwarda Lee – książka, której recenzje nieustannie widuję na innych blogach. Z każdą przeczytaną opinią na jej temat mój apetyt wzrastał. Zaspokoiłem go i teraz ja się wypowiem.

Rzecz jest o Philu – policjancie, który wraca w rodzinne strony i zastaje miasto w bardzo złej kondycji z powodu panoszących się po nim Bagnowych – zdegenerowanych mutantów. Bagnowi hulają beztrosko, handlując narkotykami i kobiecym ciałem, więc Pil obejmuje stanowisko na tamtejszej komendzie bo wydaje mu się, że jest w stanie zrobić w mieście porządek.
Po pierwsze – styl pisania zastosowany przez Lee. Na początku było ciężko, irytował kolokwialnością. Nie wiem, jak facet to robi, ale szybko się do jego języka przyzwyczaiłem. Czytając ostatnie zdania powieści nie pamiętałem już, że pierwsze mnie irytowały. Poważnym mankamentem był dla mnie jednak sposób wypowiadania się Bagnowych. Rozumiem, trzeba było ich wypowiedzi skonstruować tak, by uwydatnić ułomność werbalną. „Żem”, „pójdziem” - zgoda, ale fonetyczny zapis słów jest według mnie bez sensu. Unosowienie głosek spełnia swoją rolę, ale tylko wizualnie, jako tekst. Naturalną rzeczą jest, że w potocznej, codziennej mowie odruchowo je unasawiamy, więc czy język Bagnowych przez to rzeczywiście aż tak odstawałby od normy? Raczej nie.
Drugą kwestią na płaszczyźnie językowej są stosowane przez autora wulgaryzmów. Za dużo, jednak to jeszcze można przeboleć zważywszy na charakter fabuły i pozycję społeczną bohaterów. Jednak z pewnością dałoby się napisać dialogi tak, by postacie nie brzmiały jak – nie przymierzając - wiejscy hiphopowcy. To samo tyczy się samego autora i jego narracji.

Teraz o fabule i całej reszcie. Chcąc napisać horror powodujący odrazę i wybierając dla niego taką
tematykę jak pan Lee, wymyślanie wywołujących pożądany efekt czynników właściwie powinno iść już z górki. Społeczność zdegenerowanych ludzi, każda jednostka zniekształcona w inny sposób – nieograniczone pole do popisu, wymyślać okropności można w nieskończoność. Czy to mogło być pójście na łatwiznę? Może i tak, ale za to efekt całkiem ciekawy.
Kłaniam się autorowi, bo zadrwił sobie bardzo umiejętnie z mojego intelektu. Część zwrotów akcji wydawała mi się nieuzasadniona, czasem wręcz bezsensowna. Głupio się poczułem, kiedy na koniec wszystko ułożyło się w całość, okazało się, że żadne z wcześniejszych wydarzeń nie było bezcelowe. To jednak ryzykowne posunięcie biorąc pod uwagę część czytelników, która poirytowana pozornie źle skonstruowaną akcją odrzuci książkę w połowie czytania i nie dowie się wszystkiego do końca.
W tym momencie chciałbym napisać o zakończeniu i jak zwykle mam problem ze zrobieniem tego unikając spoilera. Powiem tak: zakończenie jak na mój gust jest kuriozalne. Fakt, jestem zaskoczony, nie spodziewałem się, ale równocześnie odniosłem wrażenie, że Lee wypisywał wszystko, co mu tylko przyszło do głowy, by możliwie jak najbardziej zamotać finałową odsłonę prawdy o Bagnowych i Philu.
Kolejny ukłon z mojej strony za postać Phila. Muszę przyznać, że z niespodziewaną łatwością przywiązałem się do bohatera i wczułem w jego sytuację. Jakkolwiek Ludzie z bagien nie stawiają autorom horrorów poprzeczki gdzieś w kosmosie, to postać głównego bohatera uważam za majstersztyk. Phil jest wiarygodny, przekonujący. Stanowi też dowód na to, że dobre i złe czyny rozdziela jedynie ich interpretacja i okoliczności. W działaniach Phila cel uświęca środki i bardzo mi się to podoba. Miła odskocznia od książkowych postaci o kręgosłupach moralnych z wbudowaną poziomicą.

Jeśli o mnie chodzi, Lee ze swoją książką osiągnął najważniejsze cele – bawiłem się dobrze, nie nudziłem się, czytało mi się szybko a na koniec spadłem z krzesła. Trudno powiedzieć, że to zła książka. Choć taka wydawała się na początku.

2 komentarze:

  1. Zgadzam się prawie ze wszystkim - wulgaryzmy aż czasami męczą, sam pomysł czasem wydaje się śmieszny, ale końcówka miażdży i całkowicie nadrabia za wszelkie drobne wady :) Nie zgadzam się z zastrzeżeniem, że Lee zapętlił za bardzo. Zgrabnie połączył wszystko, a im bardziej poplątane - tym lepiej :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem jak na razie najlepsza powieść Lee ze wszystkich trzech wydanych w Polsce - "Sukkub" miał lepszą główną bohaterkę, ale to na "Ludziach z bagien" mocniej mnie zemdliło, a o to przecież chodzi w literaturze ekstremalnej;)

    OdpowiedzUsuń