Zapoznałem się niedawno z
autobiografią Marylina Mansona. Skoro blog ma być o horrorze i
muzyce, to ta pozycja jak najbardziej zasługuje na miejsce w nim. Bo
Manson to kawał dobrego grania, ale i chodzący horror.
Myślę, że każdy sięgający o tę
książkę a znający jej podmiot, będzie liczył na weryfikację
prawdziwości wszelkich plotek, pomówień i przypuszczeń na temat
Mansona. A jest ich wiele, co zresztą nie dziwi, mając na uwadze
jego reputację. Ja również miałem nadzieję, że dowiem się w
końcu paru rzeczy (wiadomo, głównie ciekawy byłem kwestii
wycięcia żeber; niby plotka brzmi głupio, ale w końcu to Manson –
wszystko możliwe). No i jak to w podobnych przypadkach bywa, Marylin
rozlicza się z tego wszystkiego, jednym rzeczom zaprzeczając, inne
potwierdzając, jeszcze inne rozbierając na kawałki, oddzielając
prawdę od plotki. Zabawne jak tym wszystkim heavy-łobuzom zależy
na zdementowaniu plotek o zabijaniu zwierząt na scenie. Wielu się
to zdarza a jakoś żaden nie ma odwagi powiedzieć tak, zarżnąłem
pieprzonego cielaka i obrzuciłem flakami publiczność. Dziwnym
trafem to zawsze był „przypadek”/”prawie prawda”/”prawie
nieprawda”/”prawda, ALE...”. Ozzy niechcący zeżarł łeb
nietoperza, Manson bawił się z kurczakami, Backie Lawless ze
świnkami...itp., idt. Czego się nie robi, żeby dzieciaki
wrzeszczały osom!.
Treść książki jest dokładnie taka,
jakiej można się spodziewać. Równie dobrze Trudna droga z
piekła mogłaby nosić tytuł Patrzcie, jakim jestem świrem.
Mogłaby też zawierać jeszcze bardziej pomysłowe bezeceństwa, ale
ostatecznie kogo to będzie dziwić albo oburzać? Bojownicy
moralności nawet jej nie tkną (ale nie omieszkają skrytykować w
ciemno) a fani właśnie takich treści oczekują.
Autobiografia to materiał niewdzięczny
dla czytelnika a wygodny dla autora. Obie te rzeczy wynikają z
faktu, że tenże autor manipuluje „prawdą”. Zdaje się to w
sumie rzeczą oczywistą, bo ostatecznie po to jest autobiografia, by
opisać swoje życie w taki sposób, jak chciałoby się by było
widziane przez czytelnika. Nie wiadomo więc, na ile Manson zdaje
szczere świadectwo a na ile szpanuje. Znany powszechnie motyw
piwnicy dziadka jest wałkowany praktycznie przez całą książkę.
Moim zdaniem Marylin za bardzo wierzy w piętno tych wspomnień,
usprawiedliwia nim swoje zwyrodnienie tak uparcie, że aż mało
wiarygodnie. Wątpię w to, że jego osobowość jest skutkiem traumy
w większym stopniu niż kreacją na potrzeby kariery.
W jednym tylko Manson zrobił na mnie
wrażenie (zakładając, że był autentyczny w swoich opowieściach).
Facet ma w sobie wiele pokory. Całkiem niespodziewana cecha u takiej
osobistości. Zaimponował mi tym, że jest tak świadomy swoich
słabości i wartości. Widać tę świadomość niejednokrotnie.
Podoba mi się też szacunek Mansona do własnych autorytetów (La
Vey).
Trudna droga z piekła nie jest
pierwszą książką dotyczącą osoby Mansona, jaka wpadła mi w
ręce. Pierwsza była Dysekcja. Po lekturze obu pozycji stwierdzam
następującą rzecz: niech już lepiej błazen o swoich błazeństwach
mówi sam, niż jakby mieli się za to brać „fachowcy”. Dysekcję
zrozumiałem w połowie, a może nawet i nie do końca. Osobiście
nie widzę sensu w pieczołowitym budowaniu portretu psychologicznego
takiego świra. Świt to świr i nie ma tu się nad czym zastanawiać, a już tym bardziej co badać. Nie przemawiają w ogóle do mnie
naukowe analizy zjawisk będących oczywistym zabiegiem
marketingowym. Jeśli już, to lepszym pomysłem byłoby napisanie
książki o Marylinie Mansonie pod kontem marketingowym właśnie.
Idealny przykład jak budować osobowość, o której będzie
nieustannie głośno.
P.S. Polecam Trudną drogę z piekła tym, którzy wątpią w słuszność własnego systemu wartości. Choć dotąd uważałem zgoła inaczej, brnąc w tę autobiografię coraz głębiej, uświadamiałem sobie, jak wiele rzeczy ma dla mnie znaczenie.
Dobrze by było zwiększyć czcionkę, bo literki są za drobne i oczy się męczą :) a, no i jeszcze jakieś tło dodaj do archiwum, bo zlewa się z czaszkami i nic nie widać. Co do bloga, to bardzo fajna tematyka, wpisy z zamysłem i dopracowane. Widać, że zastanawiasz się co napisać, a nie walisz, co ślina język przyniesie, jak większość blogerów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Met :)
Siema, brachu!
OdpowiedzUsuńNowy wygląd robiłem z potrzeby sytuacji na komputerze brata. Z szerokim monitorem. Stąd widzę to inaczej i bardzo możliwe, że na innych monitorach wygląda głupio. Postaram się jak najszybciej to skorygować.
Wielkie dzięki za komentarz i ciepłe słowa!
Pozdrów się! :D
Heh, powiem ci, że nie mam pojęcia jak to wygląda na monitorze 4x3, bo sam mam 16x9 :) ale u mnie to od razu rzuciło się w oczy.
OdpowiedzUsuńZdrówka :)
No, w każdym razie zmodyfikowałem wygląd tak, że powinno być już ok na obu wymiarach. U mnie i u Fiteła wygląda ok.
OdpowiedzUsuń