menu2

wtorek, 25 czerwca 2013

Bezsens totalny i wszechobecny

Kiedy zobaczyłem, że powstał film pod tytułem VHS, zanim zapoznałem się z jego opisem, moja wyobraźnia stworzyła obraz dzieła pełnymi garściami czerpiącego ze złotej ery horroru. Czyli właśnie okresu, w którym gatunek ten przynosił największe zyski wypożyczalniom video. Kiedy dowiedziałem się, że film nie jest o tym, co sobie wymyśliłem, byłem odrobinę zawiedziony. Ale nie aż tak bardzo, bo w gruncie rzeczy VHS oglądało mi się przyjemnie.

Ogólny zamysł tego tworu jest bardziej niż naciągany. Jest wręcz... skądś tam wyjęty. No bo jaki jest sens w nagrywaniu na video zapisu ze spotkań dwojga ludzi na skype? I w ogóle to kto teraz nagrywa cokolwiek na video? Chyba tylko fetyszyści, którym satysfakcję przynosi kastrowanie Avatara poprzez nagranie go na kasetę vhs.
Bezsens totalny i wszechobecny, ale, jak niektórym już wiadomo, jestem wysoce tolerancyjny w stosunku do tandety i głupoty w horrorze, więc pierwszy film pt. VHS oceniam jako „całkiem, całkiem”. W gruncie rzeczy, choć ulepiony z jump-scenek i podobnie oklepanych chwytów, jakoś tam uwagę przykuwał. Było nawet przy czym drgnąć od czasu do czasu.
Powiedzmy sobie szczerze, że ten film jest pozbawiony fabuły. Ot, kolaż luźnych pomysłów twórców spięty do kupy za pomocą wymyślonego na siłę wspólnego mianownika. Dla odbiorców ceniących sobie oryginalną fabułę i drugie, trzecie, ósme dno, VHS będzie koszmarem. Ci natomiast, którzy szukają zwyczajnej rozrywki i świadomie wybierają takie filmy, będą zadowoleni. Ja tam byłem zadowolony.

Niedawno zmierzyłem się z nowiutką drugą częścią. Tu już niby wiedziałem, czego się spodziewać. Jak to w większości filmów „z dwójką po tytule” bywa, wszystkiego musi być więcej i bardziej. No i mamy więcej flaków, jump-scenek, więcej dziwadeł ganiających za ludźmi i więcej głupoty. Moje dwa typy na czołówkę rankingu głupoty:
  • historyjka o zombie zarażających wszystko dookoła...byciem zombie. Nie byłoby to takie idiotyczne, gdyby nie te ich tępe wyrazy twarzy i jeszcze bardziej tępe rzucanie się na każde mięso z własnym włącznie. W pewnym sensie jest to również zaleta, ale zbyt wiele w tym groteski.
  • Humanoidalny kozioł wychodzący z brzuszka pewnej uroczej pani. Gdzie on się niby wcześniej chował, skoro po „porodzie” był od niej chyba ze dwa razy większy? I w ogóle, co to za pomysł?!
Te dwie sceny uświadomiły mi, że nawet twórcy sobie z tego filmu żartują.
Dwójka posiada te same wady co część pierwsza, tylko że w większym natężeniu. Film niby miał być złożony z fragmentów imitujących amatorskie nagrania video. Tylko że spora część ujęć kazała mi myśleć, że nie zawsze była w tym konsekwencja. Może się mylę. Możliwe, że porąbało mi się od natłoku migających, szumiących obrazów, przeskoków, śnieżenia itd. Każdy by stracił orientację w końcu. Ale takie właśnie odniosłem wrażenie, że czasami twórcy zapominali, że ujęcia mają być „z ręki”. Drugi poważny mankament to wspomniane szumy, skaczący obraz i wszystko to, z czym jako dzieciak borykałem się, kiedy odtwarzałem sfatygowaną taśmę. W porządku, to musi być, bo stanowi niejako istotę i urok kaset video. Ale nie w takiej ilości! Bez przesady!
Mają też te filmy dużą zaletę. Gore, choć bzdurne, naprawdę robi wrażenie. Pod tym względem VHS-y promienieją siermiężnym realizmem i szczegółowością. Szkoda tylko, że realizm ten zabijają baśniowe stworki typu wściekły, dwunożny rogacz.

Uważam, że pomysł wykorzystania wątku kasety vhs jest całkiem niezły. Pod warunkiem, że przemyca się go do filmu w inny sposób, na innych zasadach. Jestem przekonany, że większość fanów kina grozy z rozrzewnieniem wspomina epokę kaset video i życzyliby sobie, by powstał film będący namiastką tamtych czasów. Bo co mamy teraz, tutaj? Przypadkowe postacie trafiające do kryjówki świra, który wszelakie bezeceństwa archiwizuje na taśmach. Dlaczego niby na taśmach właśnie? Skoro nie miało to służyć przywołaniu klimatu horroru lat '80, to czemu w takim razie miało? Jakiś cel musiał w tym przecież być, bo gdyby nie było, to ów świr poszedłby z duchem czasu i swoje krwawe historyjki nagrywał na blue-Ray-u.
Myślę, że sam, nie zastanawiając się zbyt długo, wpadłbym na dziesięć innych, o wiele lepszych pomysłów wykorzystania wątku taśmy video. Każdy by wpadł, to naprawdę nie problem. No, chyba że dla twórców VHS. Choć może zwyczajnie nie zrozumiałem ich intencji.

6 komentarzy:

  1. Kasety vhs wspominam równie dobrze jak kasety magnetofonowe. Co prawda z tych drugich korzystam do dziś i ubóstwiam pod niebiosa, to vhs-y już odłożyłam głęboko do szafy:) heh pomysł na film wydaje się dobry, ale chyba wolę filmy z ciekawszą fabułą:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fanka kaset magnetofonowych? Siostro! :D

    Jak już mówiłem, tutaj fabuły nie ma. Ale mimo to film nie jest kompletnie beznadziejny, warto zobaczyć choćby dla bezpośrednich scen gore.

    OdpowiedzUsuń
  3. oczywiście:) z racji, że w dzieciństwie kolekcja kaset była wspólna, to późniejszy podział dokonał się z korzyścią dla starszego brata..ale w końcu sam większość zdobył, więc nie mogę mieć mu za złe:) aktualnie uzupełniam kasetowe kolekcje i powiem ci, że nastał dobry czas:D dużo ludzi chce się pozbyć i to w niskiej cenie:) hehe mogę przygarnąć jeszcze jednego brata, ale patrząc na rocznik musiałbyś zostać moim bliźniakiem:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Wcale nie taki dobry. Ciągle od znajomych słyszę "mam ich dużo, są mi zupełnie zbędne, ale nie sprzedam" ;] Jedyny ratunek miałem w lubelskim pchlim targu, kiedy jeszcze tam bywałem. Od dawna jednak moja skromna kolekcja trwa niezmiennie w swojej skromności.

    OdpowiedzUsuń
  5. na targi rzadko chodzę, bo ostatnio nic ciekawego nie znajduję. Co prawda znalazłam tam też kilka perełek:)Ale mam lepsze źródła:) W Częstochowie jest taki mały sklepik, gdzie można kupić używane, ale też jeszcze ofoliowane kasetki:) wybór jest ogromny. Bardzo dużo jest też na www.tablica.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja przeciwnie - najbardziej perłowe perełki mam stamtąd właśnie. Największą z nich się tu chwaliłem jakiś czas temu ;)

    Przydałby mi się taki sklepik w pobliżu...

    OdpowiedzUsuń