menu2

sobota, 15 czerwca 2013

Przyjaźń i opieka jednego twardziela nad drugim

Mój brat od dawna namawiał mnie do przeczytania Nocarza Magdaleny Kozak. Zawsze miałem – w moim mniemaniu – ciekawsze rzeczy do czytania. Niechętny byłem ku temu, bo to rzecz o wampirach, których nie znoszę. I to jeszcze takich wywróconych do góry kołami. Niedawno przypomniał mi o tej książce, kiedy pomagałem mu przy prezentacji maturalnej z polskiego, w której Nocarz był jednym z podmiotów. Ciekawie o niej opowiedział, trzeba to przyznać. Na mnie podziałało. No dobra - mówię bratu – dawaj, się zobaczy. W końcu przekonałem się, cóż to za wyjątkowa powieść, która sprawiła, że po jej przeczytaniu mój brat odkleił się od komputera i zaczął czytać książki.

Nocarz to przygody Jerzego Arleckiego, funkcjonariusza ABW, który zostaje rekrutem tajnego oddziału
tejże organizacji. I teraz uwaga: oddział ten składa się z wampirów polujących na inne wampiry, nierzadko tuż pod nosem zwyczajnych ludzi. Brzmi co najmniej intrygująco, prawda? Gwoli wyjaśnienia: Nocarz to odżywiający się syntetyczną krwią wampir, którego zadaniem jest polowanie i eliminowanie tzw. renegatów, czyli osobników odstępujących od zasady unikania życia kosztem ludzi.
Na początku rozczarowanie. Pani Kozak wydaje się dysponować stylem pisania niepasującym kompletnie do tematyki, którą podejmuje. Narracja jakaś taka...no, kobieca. Z zderzeniu z treścią wydaje się nawet infantylna, totalny kontrast. Mam jednak takie kryterium: dobra książka to taka, która absorbuje mnie treścią na tyle, bym nie przejmował się niedociągnięciami. No i po kilkudziesięciu stronach już się nie przejmowałem. Chociaż nie do końca. Autorka ma kilka ulubionych zwrotów, którymi operuje na okrągło, w tym zdarzają się sformułowania ocierające się o błędy stylistyczne. Jednak nawet to nie jest w stanie skłonić mnie do negatywnej oceny powieści! Ani to, ani nawet fakt, że jest o wampirach!
Nie wiem, czy to zasługa tego, że Nocarza napisała kobieta, czy po prostu talent, ale postacie mają wymiar, którego kompletnie się nie spodziewałem. Pełno w nich wrażliwości, pełno emocji. W tych wampirach, kurczę, komandosach przecież... To brutalny świat, krew się leje litrami (choć głównie do gardeł), czytając aż słyszy się brzęk łusek nabojów upadających na podłogę. A obok tego przyjaźń i opieka jednego twardziela nad drugim. Do tego zwierzchnik polskiego oddziału nocarzy – twardy, stanowczy, surowy...ale jednak w jakiś sposób opiekuńczy. Takie postacie potrafi stworzyć tylko kobieta. Chylę czoła, pani Magdo!
Muszę to szczerze przyznać, że z głównym bohaterem zbratałem się emocjonalnie. Aż mi się czasem przykro robiło, tak dostawał w tyłek. Do tego Vesper – bo takie imię otrzymał jako wampir - został wrzucony w taką akcję, że co chwila wybałuszałem oczy ze zdumienia. Losy w ABW miał dość zaskakujące, obfitujące w nieoczekiwane zwroty akcji.


Do wampirów i wszelkich wariacji na ich temat mam silny uraz. Po prostu nudzą mnie niemiłosiernie, kojarzą się z wyświechtanym do cna toposem. A jednak Magdalenie Kozak udało się stworzyć coś naprawdę ciekawego, oryginalnego i wciągającego, mimo że opartego na tak mocno wyeksploatowanym temacie. Nocarz kończy się w szalenie intrygujący sposób, ale na szczęście są jeszcze dwie kontynuacje tej historii: Renegat i Nikt. Już nie mogę się doczekać, kiedy i te zwinę bratu!

4 komentarze:

  1. Wampiry lubiłam w starej wersji, jako złe, mroczne, a nie oblane lukrem słodkie istoty, które wcale nie chcą nikogo krzywdzić, jak się dzisiaj je ukazuje. Pomysł na krew syntetyczną? to jakby lwa karmić trawą..hmm.. ale skoro polecasz, to może coś w tym jest..;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...albo kanibala kotletami sojowymi :P
    Masz rację, tradycyjne wampiry miały swój urok. Poza tym mnie wampir kojarzy się też z indywidualnością. Ten tradycyjny model wampira przedstawiał pojedynczego osobnika, jedynego i wyjątkowego - a dzięki temu bardziej demonicznego. Nie lubię natomiast wampira jako monstrum będące częścią hordy identycznych, tak jak na przykład w "Od zmierzchu do świtu".

    Kurde, jak na kogoś, kto nie cierpi wampirów, mam o nich zadziwiająco dużo do powiedzenia :P

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie. Wiesz, podobnie mam z elfami:P o ile dostojne tolkienowskie elfy kocham, o tyle małe latające istotki o przeuroczym wizerunku skutecznie mnie odpychają..elfiki do zrzygania:P

    P.S. nie mów, że nie jarasz się "od zmierzchu do świtu":P przecież to doskonała komedia^^ haha żartuje;) chociaż osobiście bardziej bawią mnie grupki przyjaciół spędzające wakacje w przyjaznym odludnym miejscu;)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Od zmierzchu do świtu" to zarąbisty film!...do połowy. Do momentu przyjazdu bohaterów do baru ogląda się naprawdę przyjemnie. Pierwsza połowa jest bardzo w stylu Tarantino, którego uwielbiam. Ale później to już okropnie nudna jatka i nie da się przy tym nie zasnąć.

    A grupki przyjaciół? Cóż, slasher rządzi się ściśle określonymi prawami, trzeba po prostu to lubić albo mieć na takie kino nastrój.

    OdpowiedzUsuń