menu2

środa, 6 marca 2013

Masterton skończył się na "Manitou"

Tak, jak obiecywałem (lub ostrzegałem – w zależności od odczuć czytelnika), wpis będzie o Mastertonie.
Graham Masterton to dla mnie mistrz literackiego horroru „klasy B”. Nie jestem jakimś zagorzałym fanem (na przykład nie pamiętam, jakim zdaniem zaczyna się drugi akapit na 128 stronie Wyklętego), jednak kilka jego książek znam. Wystarczająco, by mieć wyrobione jako takie zdanie i by być OBURZONYM, że nikt się nie kwapi do ekranizowania jego powieści. Zgadza się, jestem wielce oburzony, czuję się dotknięty i boleję nad tym faktem niesamowicie. Bo w czym Masterton jest gorszy na przykład od Kinga? Podobnie jak King, Masterton ma na koncie tych książek pierdylion a od 1978 (!) roku, w którym nakręcono Manitou, nie powstało kompletnie nic (filmweb mówi mi jeszcze o jakimś serialu i krótkometrażówce, ale z autentycznością informacji na FW różnie bywa).
Można się przyczepić, że Masterton to „tylko klasa B”. Jestem jednak pewien, że, podobnie jak dla mnie, dla wielu fanów horroru to nie „tylko” ale „aż”. Filmy tej kategorii nie ustępują bowiem popularnością horrorom z tzw. wyższej półki. A kto mówi, że seks i flaki w horrorach nie są atrakcją, ten po prostu wstydzi się przyznać, że jest inaczej. Czy King rzeczywiście jest tą wyższą półką, że darzy się go takim uznaniem i ekranizuje się jak leci wszystko, co napisze, choćby było najgorszą szmirą? Fakt, nie mam prawa Kinga krytykować, bo nie znam go i świadomie się przed nim bronię. Przeczytałem półtorej książki: średnią Carrie i beznadziejnie nudną Bezsenność, której nie byłem w stanie doczytać, bo zasypiałem po kilku kartkach. Może to i nie był dobry wybór na początek znajomości, ale fakt faktem, zraziłem się. Masterton natomiast kupił mnie już pierwszą przeczytaną powieścią (Manitou) i przy nim jakoś nie zasypiam.

Można również zarzucić Mastertonowi schematyczność. Jego książki w istocie bywają do bólu schematyczne, ale czy z Kingiem jest inaczej? Jak mówiłem, nie naczytałem się go zbyt dużo, ale ekranizacji widziałem sporo. Połowa z nich opierała się na dwóch schematach: pisarz albo wściekłe dzieci. Ewentualnie mordercze przedmioty, jak (litości) maglownica.

Nie rozumiem, jak to się dzieje, że twórcy filmowi nie zauważają, że większość powieści Mastertona to świetne materiały na scenariusze. Przecież by zarobili krocie. Przecież byłaby krew i cycki, dzieciaki zostawiłyby w kasach kinowych mnóstwo pieniędzy. Sam bym się pofatygował do kina, by zobaczyć scenę rozpoczynającą Czarnego Anioła. Byłaby moc! Ale cóż... Metallica skończyła się na Kill'em all a kinowy Masterton na Manitou.

P.S.
To nie tak, że usiłuję zdyskredytować Kinga. Po prostu trudno o lepszy przykład manii ekranizowania wśród autorów horrorów. Bardzo chętnie poznam na ten temat Wasze opinie i skorzystam z propozycji książek, które mi polecicie bym zmienił zdanie na temat jego twórczości.

1 komentarz:

  1. Jestem fanką Grahama i bardzo cenię go twórczość, ale i jego samego (przemiły człowiek). Prawdą jest, że wiele jego książek opiera się na schemacie demon-młodzieniec-cycata dziewczyna-wygrana (co mi jako fance filmów klasy b bardzo odpowiada), ale Masti nie tylko takie książki nam serwuje i wiele osób nie docenia jego twórczości twierdząc, że to tania rozrywka z litrami krwi w tle. To bardzo krzywdzące patrząc na chociażby serię o Sissy Sawyer czy genialną Traumę, gdzie ze świecą można szukać demona.
    Masz rację, że powinni się filmowcy obudzić i wreszcie przejrzeć na oczy jak wiele świetnych horrorów mogłoby powstać gdyby dali Mastiemu szansę! Kurdę ujrzeć takie "Zwierciadło piekieł", Wizerunek zła" czy "Zaklętych"... a to dopiero wierzchołek góry lodowej.
    Co do Kinga uważam, że jest niestety trochę przereklamowany. Owszem, jego początkowe książki są naprawdę dobre i uwielbiam jego "Lśnienie", ale nienawidzę faworyzowania i wnoszenia go na piedestał, kiedy jest tylu świetnych pisarzy, którzy nie mogą się wybić do szerszej publiczności bo wydawnictwa wolą inwestować w "Króla". Albo te napisy na książkach typu "Tak samo świetny jak King". Ludzie no, dajcie spokój! Są twórcy, którzy inspirują się innymi pisarzami, ale okładki nie muszą o tym krzyczeć.

    Wyszedł mi niezły wywód, nie ma co :)
    Na koniec dodam tylko, że trzeba samemu sprawdzić wiele twórców i wybrać tych, którzy zagoszczą na dłużej. Nie tylko King i Masti istnieją na arenie papierowego horroru ;)

    OdpowiedzUsuń