Prawda? Te dwa słowa jakoś tak ze
sobą zgrzytają... Ale w końcu zobaczyłem coś, co stanowi dla
nich pomost. Nosi beznadziejnie banalny tytuł: Pora mroku.
Polski jest w kwestii produkcyjnej, jednak jeśli chodzi o formę –
Ameryka pełną gębą. Muszę przyznać, wybija się.
W każdym razie
warto ten film zobaczyć, bo to kawał dobrego, trzymającego w
napięciu horroru. Albo chociaż żeby przekonać się, że nasi
filmowcy jednak miewają ambicje.
Utarło
się przekonanie, że w Polsce nie da się zrobić horroru. W tej
kwestii zachowujemy się tak, jak odnośnie naszych sukcesów na
boisku. Z braku bieżących sukcesów nieustannie wracamy do epizodów z dawnych czasów
– do Wembley i do Wilczycy.
Na chwałę w futbolu chyba już nie ma co liczyć, ale jeśli chodzi
o rodzimy horror, to Pora mroku
daje nadzieję!
Jak to zwykle u nas
bywa, nie obejdzie się też z pewnością bez fali krytyki. Film
jest bowiem nakręcony w duchu obecnego amerykańskiego kina grozy.
Nie czytałem jeszcze żadnych opinii na jego temat, ale moje
proroctwo w tej materii brzmi:
Naśladujemy
uparcie Amerykę, nic nie potrafimy zrobić sami, z klapkami na
oczach bezmyślnie kopiujemy zachodnie trendy!
No
dobra, może i naśladujemy, ale czy to naprawdę nie wychodzi nam na
dobre? Pora mroku
wypada na tle polskiej kinematografii naprawdę świetnie. A już na
pewno jest perełką, jeśliby porównać z „arcydziełami” typu
Ciacho czy Lejdis.
Więc to chyba dobrze, że próbujemy przyrównać się do tych,
którzy robią to lepiej od nas. Bo jak niby miałby wyglądać
polski horror, żeby się nikt do niego nie przyczepił? Nie
stworzymy od razu charakterystycznego, wyróżniającego Polskę
stylu, od kogoś się musimy nauczyć. A chyba lepiej, kręcąc
filmy, naśladować USA niż na przykład Indie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz