menu2

czwartek, 25 lipca 2013

Nekrofilskie sex party

Znowu trafiłem na porąbany film. Chyba muszę odstawić tego typu kino na jakiś czas, bo znów przegiąłem pałę.

Maraton filmów grozy (oryg. Chillerama) zawiera cztery fabuły – jedną główną i trzy jej podległe. Film zaczyna się sceną, w której pewien frustrat przychodzi na grób swojej żony, by wykopać jej ciało i zrekompensować sobie krzywdy związane z jej zbyt małą uległością w małżeńskim łożu. Brzmi głupio? To jeszcze nic! Żonka ożywa i odgryza mu pindola, zostawiając na ranie tajemniczą, niebieską ciecz. Facet pracuje w kinie samochodowym, organizującym maraton horrorów. Pech chciał, że po osobliwym wypadku akurat musi iść do pracy. Gdy już tam dokuśtyka, roznosi wśród żądnych mocnych wrażeń nastolatków wspomniany płyn, którym przemienia ich w coś na kształt zombie Jednak są to jedyne zombie w swoim zgniłym rodzaju, bo ogarnięte chęcią rozkręcenia wielkiego nekrofilskiego sex party.
To jest główna akcja. Pozostałe funkcjonują na zasadzie filmów oglądanych przez zmotoryzowanych fanów grozy. W ten sposób poznajemy:

  1. Tragedię mężczyzny, który wskutek zażywania niepewnego leku ejakuluje plemnikami-potworami. Jeden z nich urasta do rozmiaru wieżowca i szukając upragnionej komórki jajowej, dewastuje miasto oraz zjada ludzi;
  2. Nastolatka mimowolnie włączonego do gangu homoseksualnych wilkołaków. Czy raczej „niedźwiedziołaków”, bo tak się tam zwą. Rzecz podana w formie, o zgrozo, musicalu;
  3. Historyjkę o tym, jak Hitler wszedł w posiadanie dziennika doktora Frankensteina i dzięki zawartym w nim informacjom stworzył własne monstrum sklejone ze szczątek więźniów obozu koncentracyjnego.

Puszczony zostaje jeszcze jeden film, jednak: po pierwsze nie traktuję go jako pełnoprawny epizod całości, bo jest o nim tylko krótka wzmianka; po drugie traktuje o rzeczach, których przez to, że posiadam resztki dobrego smaku, nie będę opisywał.

Całość obraca się wokół wątków seksualno-fekalnych i jest gorzej niż beznadziejna. Efekty specjalne, gore itd. są na poziomie Planu 9 z kosmosu, choć to przez wzgląd na profil filmu nie koniecznie wada. Myślę, że dalszy komentarz jest zbędny, opis fabuły Maratonu i tak całkiem nieźle uzmysławia, czym jest ten film. Powiem tylko, że jak na parodię, jest zasmucająco mało śmieszny. Może za wyjątkiem epizodu o Hitlerze. Humor w stylu Monty Pythona zawsze może liczyć na moją akceptację. Poszczególne części całości stworzone zostały przez kilku reżyserów, każdy z nich miał swoje pół godziny i w moim odczuciu tylko twórca tej części zaprezentował poziom powyżej dna.

Generalnie rzecz ujmując, nie polecam. Dziwię się aktorom. Za żadne pieniądze nie zagrałbym w takim żałosnym gównie. Przepraszam za nieeleganckie słownictwo, ale żadne inne określenie nie oddałoby prawdziwej wartości tego filmu.

4 komentarze:

  1. Mi się podobał hehe...najnudniejsza historia o Hitlerze, ale ogolnie mimo, że głupi to nie nudził :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najnudniejsza?! Dla mnie to był jedyny moment, kiedy nie było mi wstyd przed samym sobą, że to oglądam ten film! :P

      Usuń
  2. fajnie byłoby gdybys do tych recenzji dodawał obok plakatu dane typu rok produckji, czas trwania, obsada i takie tam a na samym dole kilka capsów bo to urozmaici troche stronkę ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Wyczułem moment! Wczoraj przygotowałem (a dzisiaj opublikowałem) wpis, gdzie tłumaczę się z braku tego typu danych. Zapraszam do nowego wpisu ;)
      Myślę, że ewentualnie dam się przekonać do podawania roku produkcji przy tytule. To ułatwi znalezienie filmów, o których piszę.

      Usuń