Z książki, o której ostatnio pisałem
(Masterton. Twarzą w twarz z pisarzem),
dowiedziałem się, że w Polsce istnieje coś takiego, jak album z
komiksami opartymi na opowiadaniach Mastertona zatytułowany
Piekielne wizje. No
chyba jasne, że czegoś takiego nie mogę przegapić!
Do
pierwszej grupy zaliczyłbym tytuły: Anais i
Lolicia. To jasne, że
najbardziej cieszą oko pięknie narysowane kobiece ciała w
odważnych pozach, jednak nie tylko dlatego, że są to...kobiece
ciała w odważnych pozach. Umiejętności techniczne autorów
naprawdę robią wrażenie! Komiks tak narysowany może nie podobać
się chyba tylko zakonnicom i Jackowi Nicholsonowi ;) Do tej dwójki
dodałbym jeszcze piękne, utrzymane w ciepłych kolorach ilustracje
z końcówki Apartamentu ślubnego.
Drugą
grupę w mojej klasyfikacji reprezentują komiksy: Danie
dla świń, Dziedzic
Dunain, Skarabeusz z
Jajouki (te paskudnie
uwydatnione mięśnie) oraz Eryk Pasztet
(to ohydne spojrzenie Eryka). To bardzo zręcznie wykorzystana
brzydota, odgrywająca w budowaniu klimatu zasadniczą rolę.
Trzecia
grupa to Bestia pośpiechu
i Jajko. Pierwszy
tytuł jest przedstawiony za pomocą kolorowych plam. Przypomina mi
to ilustracje do starych książek dla dzieci, które czytałem w
czasach, gdy żeby przeczytać i zrozumieć wyraz, musiałem go
przeliterować. Kreska w Jajku natomiast
nie podoba mi się tak po prostu. Bo nie i już.
Reszta
komiksów ani nie zachwyca, ani nie gorszy. Opowiadania są
przeniesione na obrazki czasem z lepszym, czasem z gorszym efektem,
jednak jako osoba nie znająca się na teorii komiksu, uważam, że
ogólnie wyszło całkiem nieźle. Ja się w każdym razie nie
czepiam.
Ale
za to będę się czepiał warstwy tekstowej. Zakładam, że był
ktoś (choć w spisie twórców się nie dopatrzyłem), kto robił
korektę tekstu i na kim spoczywa odpowiedzialność za to, jak on
ostatecznie wygląda. Musiała to być jedna osoba, bo przecież
spośród autorów tych komiksów komiksów choćby większość
powinna wiedzieć, że „MIMO ŻE” NIE ROZDZIELAMY PRZECINKIEM.
Kto tego nie wie, ten jest ni mniej, ni więcej, tylko matoł i
powinien uczynić back to school. Nie dopatrzyłem się ani jednego
przypadku, gdzie to by było napisane poprawnie. Wszystko w czambuł
rozdzielone przecinkiem. Jak można tekst z tak szkolnym błędem
dopuścić do druku? Panie korektorze, back to school!
Drugą
wadą tekstów w dymkach są powtórzenia. Trzy razy „że” w
jednym, wcale nie długim zdaniu – to się jednak rzuca w oczy...
Wiem,
za bardzo się skupiłem na wytykaniu błędów językowych a za mało
na przedmiocie sprawy... Ale ciężko mi zdzierżyć, że można się
tak głupio wyłożyć.
Choć
nie jestem jakimś komiksowym koneserem, miło mi było czytać
Piekielne wizje. Gdyby nie ten sztampowy tytuł i
doprowadzający do szału stan języka, byłoby całkiem nieźle. A
przynajmniej ja bym się niczego nie czepiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz