menu2

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Darowanemu koniowi...

Od dawna czaiłem się na tę książkę. W końcu ją dopadłem i pochłonąłem. Masterton. Twarzą w twarz z pisarzem Roberta Cichowlasa i Piotra Pocztarka. Oraz – po części – samego Mastertona. Wstyd nie mieć, wstyd nie znać. Ja już się nie wstydzę.

Książka ta stanowi, mówiąc podniośle, kompendium wiedzy o pisarzu. Mówiąc natomiast bardziej wprost –
jeden wielki zlepek rzeczy wartościowych oraz kompletnie zbędnych. Chciałbym mieć o niej jak najlepsze zdanie, w końcu to POLSKA książka o moim ULUBIONYM pisarzu. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, cieszę się, że taka pozycja istnieje na rynku. Jednak w znacznym stopniu mnie zawiodła.
W pierwszej kolejności opowiem, co mnie irytowało. Przede wszystkim niektóre części składowe Mastertona. Zwłaszcza zamieszczony pod koniec zestaw ciekawostek o pisarzu uporządkowany w stylu wskazówek pod hasłem „jak podniecić twojego faceta”, których Masterton udziela w poradnikach seksuologicznych. Po co – pytam – zapowiadać coś jako rzecz absolutnie ekskluzywną, sprawiać, że napalam się jak głupi, a potem raczyć mnie rewelacjami typu „Masterton z żoną na śniadanie w rocznicę ślubu zjedli polędwicę sopocką”. Kogo to obchodzi?
Książka jest napisana, w moim odczuciu, bez polotu. Język, dobór słów, konstrukcja zdań – przypominają mi moją pracę licencjacką w początkowym stadium rozwoju. Chcę przez to powiedzieć, że język jest szkolny. Momentami czyta się tę książkę jak wypracowanie. Choć zdarza się, że autorzy starają się być dowcipni. Jak na przykład przy opisywaniu „Szatańskich włosów”. Jeszcze kilka takich finezyjnych żartów językowych i po prostu umarłbym ze śmiechu ;]
Wiele informacji zwyczajnie się powtarza. To zrozumiałe, że jeśli w jednym miejscu jest tekst stworzony przez autorów a później wywiad, to w tym wywiadzie sporo faktów zostanie opisanych ponownie, ale można było ująć je inaczej. Tymczasem pojawiają się fragmenty bliźniaczo podobne.
Moim zdaniem ze słów Cichowlasa i Pocztarka bije byt duża uniżoność w stosunku do Mastertona. Jasne, że ta książka to hołd dla niego, dowód uznania i tak dalej. Ale czasami trochę przeginali.
Wspominałem o tym, że niektóre części książki wydają mi się niepotrzebne. Oprócz „ekskluzywnych” ciekawostek zbędny wydaje mi się dział z zachwytami znanych osób i zwykłych fanów na temat twórczości pisarza. Bo mnie na przykład nie interesuje, co o jego książkach myśli ktoś tam. Poza tym wątki biograficzne, dotyczące rodziny Mastertona itd. Wolałbym czytać książkę poświęconą jedynie jego twórczości niż biografię.

Zalety. Bardzo ucieszyły mnie trzy rzeczy, które znalazłem w książce.
Po pierwsze, pierwotne zakończenie Manitou. To naprawdę rarytas! Choć nie ukrywam, że po przeczytaniu go byłem nieco zawiedziony, że takiego finału nie zawiera ostateczna wersja powieści. Bardziej podoba mi się to pierwsze. Chyba wydrukuję zakończenie z tej książki i zakleję nim ostatnie strony własnego egzemplarza Manitou ;)
Po drugie, kompletny spis powieści Mastertona na końcu książki. Czuję, że u mnie te kartki będą miały po dłuższym czasie najbardziej pożółkłe krawędzie. Dobrze mieć taką listę, dzięki niej wiem, że żadnej pozycji nie przeoczę. Choć i tu mały zawód, ale tym razem zawiodłem sam siebie. Obliczyłem na podstawie tej listy, ile książek Mastertona przeczytałem i wyszło mi skromne jedenaście. Wstyd, wstyd!
Po trzecie, krótki poradnik dla początkujących pisarzy napisany przez samego Mastertona. Bardzo ciekawa i pouczająca rzecz, otworzyła mi szerzej oczy zarówno na kwestie związane z pisaniem, jak i czytaniem.

Oprócz alternatywnego zakończenia pierwszej powieści pisarza, możemy poznać również jego teksty niepublikowane wcześniej w naszym kraju oraz fragmenty niedokończonej powieści. Opowiadania to dla mnie duży plus, zwłaszcza świetne Podłóżkowo.
Są też wiersze... Choć na studiach grupa specjalistów w tej dziedzinie dwoiła się i troiła, bym wykształcił się w teorii poezji, zrozumiał ją i poczuł, to jakoś nie rozumiem i nie czuję. Zwłaszcza poezji Mastertona. Pewnie ktoś będący emocjonalnie bliżej poezji by się zachwycał, jednak w moich oczach – oczach kompletnego ignoranta w tych sprawach – to jest bełkot i nic więcej niż proza poszatkowana w przypadkowy sposób na wersy.
Mamy tu jeszcze (dla niektórych na pewno) nie lada rarytas: fragmenty niedokończonej powieści pt. Gdyby świnie umiały śpiewać. Przyznaję się bez bicia, przeczytałem to do niespełna połowy. Nic nie zrozumiałem i dałem sobie spokój. Przy okazji, niech mi ktoś wyjaśni, jaki mechanizm sprawia, iż niedokończona powieść jest określana mianem bestsellerowej?

Nie czytałem dotąd nic spod ręki pana Cichowlasa, pana Pocztarka znam z łamów Grabarza Polskiego i bardzo lubię redagowany przez niego dział. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś jakimś cudem tu zajrzą (zaszczycając mnie wielce), to się za bardzo nie wkurzą. Ich książka jest na pewno pozycją potrzebną na naszym rynku wydawniczym i ogromnym prezentem dla fanów Mastertona. Nie mogę powiedzieć jednak, że jest w pełni udana. Choć to jedynie moja subiektywna opinia, może po prostu chciałbym czegoś innego niż inni polscy fani. Niemniej składam autorom wielkie dzięki za Masterton. Twarzą w twarz z pisarzem.

2 komentarze:

  1. Wiersze Mastertona - to może być ciekawe. :)
    A Cichowlasa nie polecam osobiście, jakoś mi nie przypadł do gustu. :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę tak uważasz? Więc gdybyś kiedyś je czytał/a i zrozumiał/a, to koniecznie mi to wszystko wyjaśnij ;P

    OdpowiedzUsuń